Są chorzy i zdesperowani, gdyż nie stać ich na konwencjonalne leczenie. Najbiedniejsi mieszkańcy Dżakarty, stolicy Indonezji postawili na nietypową metodę terapii. Wszystko zaczęło się od historii cudownego ozdrowienia pewnego Chińczyka – czytamy na portalu kentucky.com.
Najbiedniejszym z okolic Dżakarty nie pozostało nic innego. Nie stać ich na przepisywane przez lekarzy leki, dlatego podejmują bardzo niekonwencjonalne metody leczenia.
Zaczęło się od historii pewnego Chińczyka, częściowo sparaliżowanego po wylewie. Plotka głosi, że chcąc popełnić samobójstwo, mężczyzna położył się na torach, ale zamiast ponieść śmierć doznał cudownego ozdrowienia po tym jak przez jego ciało przeszedł impuls elektryczny wywołany przejazdem pociągu na sąsiedniej trakcji.
Gdy opowieść ta obiegła Dżakartę do pobliskiej Rawa Buaya zaczęły ściągać pielgrzymki chorych. Ludzie kładą się na torach pozwalając by impulsy przebiegały przez ich ciała. Nazywają to "terapią elektryczną".
Choć lekarze nie potwierdzają, aby impulsy miały jakikolwiek wpływ na chorych, ludzi nie ubywa. Zapowiadają, ze będą korzystać z "terapii" do pełnego wyzdrowienia. - Nie pozostało nam nic innego - mówią chorzy.
Ze względu na niedostateczną opiekę lekarską gwarantowaną przez państwo, podobne praktyki są w Indonezji bardzo popularne. Wieść o leczących magicznych kamieniach albo uzdrawiających odchodach świętych krów może ściągać setki a nawet tysiące zdesperowanych ludzi.
Mimo wystawionych zakazów i o strzeżeń o karach sięgających nawet do 1800 dolarów, codziennie w terapii bierze udział około piętnaście osób.


onet.pl