4CLUBBERS.PL - Zobacz Pojedynczy Post - Recenzja Recenzja: Kaskade - Automatic
Zobacz Pojedynczy Post
Stary 01-10-2015, 20:15   #1
MKL.
Dance Music Aristocracy
  
 
MKL.'s Avatar
 
Dołączył/a: 30 Oct 2009
Miasto: Warszawa
Postów: 1 986
Tematów: 407
Podziękowań: 3 930
THX'ów: 11 592
Nominated Tematy Tygodnia: 2
Nominacje T.T. : 542
Imię: Michał
Wzmianek w postach: 5
Oznaczeń w tematach: 84
Plusów: 210 (+)
MKL. 210MKL. 210MKL. 210
Odwiedź profil MKL. na Facebook Odwiedź profil MKL. na Twitter Odwiedź profil MKL. na Soundcloud.com Odwiedź profil MKL. na Mixcloud
Recenzja: Kaskade - Automatic

"Jeśli porównasz pierwszy album Beatlesów do ostatniego stwierdzisz, że brzmią one zupełnie inaczej. To jest to, co zawsze powtarzam ludziom - zmiany są naturalnym czynnikiem we wszystkim, co nas otacza i właśnie to sprawia, że muzyka nie umiera". Tego samego zdania jestem ja - nienawidzę stagnacji, dlatego dziś świetnie spędzam czas przy świeżutkim albumie "Automatic" od Kaskade'a.


Życie producenta muzyki tanecznej nie jest lekkie. Paradoksalnie najtrudniej mają Ci, którzy powinni mieć najłatwiej: mowa o tych, którzy postanowili wyłamać się z wszechobecnej przeciętności i powtarzalności - niestety rządzącej naszą sceną - i znaleźć swój własny styl. Czytając i słuchając wypowiedzi odbiorców mam wrażenie, że chcą, by konkretny artysta nie był artystą, a rzemieślnikiem, który robi dokładnie to, czego oni chcą i dokładnie w takim stylu, za jaki oni go pokochali. Bardzo mądre słowa na ten temat wygłosił w ostatnim wywiadzie Armin van Buuren: "Jeśli porównasz pierwszy album Beatlesów do ostatniego stwierdzisz, że brzmią one zupełnie inaczej. To jest to, co zawsze powtarzam ludziom - zmiany są naturalnym czynnikiem we wszystkim, co nas otacza i właśnie to sprawia, że muzyka nie umiera". Tego samego zdania jestem ja - nienawidzę stagnacji, dlatego dziś świetnie spędzam czas przy świeżutkim (i nie mówię tu tylko o dacie wydania) albumie "Automatic" od Kaskade'a.

Recenzja: Kaskade - Automatic (LP) [Warner Bros. Records / Arkade]



Dziewiąty krążek amerykańskiego producenta zapowiadany był jako najbardziej różnorodny ze wszystkich dotychczasowych, równocześnie będąc krokiem w przód pod względem zaserwowanego brzmienia. Pierwszy track zdawał się chcieć koniecznie poprzeć słowa Kaskade'a: album rozpoczyna znakomite "We Don't Stop", które przez długi czas wprawia w przyjemną niepewność co do tego czy w odtwarzaczu nie znalazł się przypadkiem utwór z folderu nie związanego z muzyką klubową. "Świat na Ciebie nie zaczeka" - Kaskade podąża więc z duchem czasu, zacierając granice między gatunkami, czerpiąc oczywistą inspirację z rocka i już na wstępie tworząc zaskakujący, elektroniczny klimat. W tym momencie nie miałem bladego pojęcia o tym, w jakim kierunku album może pójść dalej (tak - nie słyszałem ani jednego z wydanych wcześniej singli, co zrobiłem celowo), więc aperitif pobudził mój apetyt na więcej. Kolaboracje z CID-em oraz duetem Galantis, który notabene jest dla mnie bodaj największym zawodem roku za sprawą "Pharmacy", przypomniały mi o tym, kto jest odpowiedzialny za ten album - klubowo-festiwalowe "Us" oraz "Mercy" były nieco bardziej przewidywalne, zachowując jednak odpowiednią jakość jak i nutkę świeżości.

Pierwsza obawa przyszła za sprawą "Tear Down These Walls", kiedy przez ułamek sekundy przemknęło mi przez myśl czy ten album nie będzie przypadkiem pójściem na łatwiznę i próbą złapania wszystkich srok za ogon - zwłaszcza tych sezonowych. Szczęśliwie Sasha Sloan zaczęła swój taniec z melodią w "Phoenix", tonując zapędy krążka do bycia zbyt dzisiejszym, zbyt nastawionym na strukturę breakdown-drop, bardziej skupiając się na byciu po prostu piosenką (tak, nie bójmy się tego słowa - nie ma w nim niczego złego). "Disarm You" spełniło swoją tytułową rolę - rozbroiło mnie. Rozbroiło za sprawą kolejnego pięknego wokalu, który po raz kolejny komplementował się wzajemnie z podkładem od Kaskade'a, wprowadzającego nieco wariacji do kolejnej elektronicznej produkcji. Amerykanin postanowił po raz kolejny stworzyć to, co jest na topie w "Never Sleep Alone", ponownie jednak udowadniając nam, że moda na dany gatunek nie jest równoznaczna z tym, że dany artysta zobligowany jest do spłodzenia tysięcznej kopii osłuchanych wszystkim tracków. Zaczęło podobać mi się to przetasowanie utworów "bezpiecznych" z tymi, które wyłamują się stereotypom.

W tym wszystkim nie doceniłem Kaskade'a - prezentował mi bezinwazyjne i tylko pozornie niezupełnie sensowne zmiany klimatu do momentu, kiedy naprawdę poczułem ten album, robiąc to tylko po to, by po raz kolejny złamać moją dotychczasową ocenę w pół - wraz z niewytłumaczalnym, bezczelnie innym "Day Trippin'" przyszedł drugi - po intro - moment "łał", a wolny, funkowy beat i jak zawsze bezbłędny wokal od Estelle smakowały tak fenomenalnie właśnie dzięki temu, jak dobry "Automatic" jest kompozycyjnie i jak świetnie opowiada swoją historię. "Promise" jest genialny w swoim minimalizmie, pozwalającym na skupienie się na drobnych detalach jak i kolejnym świetnym, krystalicznie czysto zmiksowanym wokalu, tym razem od K.Flay, znów zabierając nas gdzieś w świat korzeni twórczości Kaskade'a w szlachetnej, odświeżonej wersji.

I ponownie: po "Day Trippin'" spodziewałem się wesołej muzyki, tymczasem "Breaking Up" zabrało nas w klimatyczne, wręcz mroczne zakątki krążka, znów zapewniając nieznudzoną zabawę w kotka i myszkę. Skoro schemat zmiany klimatu właśnie został rozpracowany po raz kolejny i stał się on "zbyt klimatyczny", pora na bliższe collabowi z Galantis "A Little More", które udanie skontrastowało z dotychczasowymi dziesięcioma utworami. Czas zleciał wyjątkowo szybko oraz przyjemnie i ani się obejrzałem, a przed sobą miałem już jedynie końcówkę krążka. Czy zostanę jeszcze zaskoczony? Jak najbardziej.

"Papercuts" to chyba najbardziej niespodziewana, indie rockowa propozycja, która sprawiła, że Ryan nabrał w moich oczach sporego szacunku, udowadniając, że jest prawdziwym artystą. "Where Are You Now" oraz "Whatever", czyli dwa ostatnie utwory przede mną... spodziewałem się raczej "pewniaków" i czegoś, co zakończy album tak, aby nikt się nie mógł przyczepić - otóż można się przyczepić, wiem o tym. I właśnie na taki odważny ruch miałem nadzieję. Inna sprawa, że akurat ja daleki jestem od czepialstwa, bowiem pójście w mocno ryzykowne, wręcz undergroundowe brzmienia udało się Kaskade świetnie, a gdy tylko przepiękny wokal od KOLAJ i rozlegająca się swoim echem gitara zniknęły gdzieś w otchłani ciszy zrozumiałem każdy dźwięk i każdą decyzję podjętą podczas procesu tworzenia "Automatic". Jeśli artysta skomponuje longplay, którego single są świetne, jednak nie tworzy on monolitu - poległ, w rzeczywistości tworząc jedynie kompilację. Kaskade stworzył album, za co bardzo mu dziękuję - mało który producent w erze EDM traktuje krążek jak książkę w formie audio, która ma być jednością, gdzie często dopiero ostatnia strona rozjaśnia całą historię. Czy ktoś poleca Ci lekturę, mówiąc: "musisz ją przeczytać, bo rozdział III, VII i XIX są fajne"? Ja nie robię tego również w przypadku albumów, dlatego mimo tego, że mam swoich faworytów z krążka to jest on tak dobry, że powiem jedno - polecam "Automatic".




Podsumowanie: Kaskade stworzył longplay, na którym raczej nie ma utworów, które będą u mnie w czołówce roku, jednak - z drugiej strony - brak utworów słabszych, znakomicie dobrane wokale oraz spójność finalnego produktu sprawiają, że "Automatic" jest godne polecenia.

Kaskade - Automatic
71 / 100






Śledź mnie na DanceMusicAristocracy.blogspot.com oraz na portalach społecznościowych aby być na bieżąco m.in. z newsami, wywiadami, artykułami i recenzjami ze świata muzyki elektronicznej:
Miniaturka załącznika (kliknij aby powiększyć)
Recenzja: Kaskade - Automatic-kaskade-2b-2bautomatic.jpg  
MKL. jest offline  
MKL. dostał 12 podziękowań za ten post.
Twoja reklama w tym miejscu - już od 149 PLN rezerwuj termin, tel.669488725, gg:3576096.

4Clubbers Hit Mix Team presents