|
Szczegóły wątku: Autorem wątku jest: MKL. Temat ma 1 komentarzy i 1679 odwiedzin. Ostatni komentarz napisano 02-10-2015 (09:08). |
Tags: album, arkade, cid, dance music aristocracy, galantis, john dahlback, kaskade, themklable, warner bros records |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
01-10-2015, 20:15 | #1 |
Dance Music Aristocracy
|
4
Recenzja: Kaskade - Automatic
"Jeśli porównasz pierwszy album Beatlesów do ostatniego stwierdzisz, że brzmią one zupełnie inaczej. To jest to, co zawsze powtarzam ludziom - zmiany są naturalnym czynnikiem we wszystkim, co nas otacza i właśnie to sprawia, że muzyka nie umiera". Tego samego zdania jestem ja - nienawidzę stagnacji, dlatego dziś świetnie spędzam czas przy świeżutkim albumie "Automatic" od Kaskade'a.
Życie producenta muzyki tanecznej nie jest lekkie. Paradoksalnie najtrudniej mają Ci, którzy powinni mieć najłatwiej: mowa o tych, którzy postanowili wyłamać się z wszechobecnej przeciętności i powtarzalności - niestety rządzącej naszą sceną - i znaleźć swój własny styl. Czytając i słuchając wypowiedzi odbiorców mam wrażenie, że chcą, by konkretny artysta nie był artystą, a rzemieślnikiem, który robi dokładnie to, czego oni chcą i dokładnie w takim stylu, za jaki oni go pokochali. Bardzo mądre słowa na ten temat wygłosił w ostatnim wywiadzie Armin van Buuren: "Jeśli porównasz pierwszy album Beatlesów do ostatniego stwierdzisz, że brzmią one zupełnie inaczej. To jest to, co zawsze powtarzam ludziom - zmiany są naturalnym czynnikiem we wszystkim, co nas otacza i właśnie to sprawia, że muzyka nie umiera". Tego samego zdania jestem ja - nienawidzę stagnacji, dlatego dziś świetnie spędzam czas przy świeżutkim (i nie mówię tu tylko o dacie wydania) albumie "Automatic" od Kaskade'a. Recenzja: Kaskade - Automatic (LP) [Warner Bros. Records / Arkade] Dziewiąty krążek amerykańskiego producenta zapowiadany był jako najbardziej różnorodny ze wszystkich dotychczasowych, równocześnie będąc krokiem w przód pod względem zaserwowanego brzmienia. Pierwszy track zdawał się chcieć koniecznie poprzeć słowa Kaskade'a: album rozpoczyna znakomite "We Don't Stop", które przez długi czas wprawia w przyjemną niepewność co do tego czy w odtwarzaczu nie znalazł się przypadkiem utwór z folderu nie związanego z muzyką klubową. "Świat na Ciebie nie zaczeka" - Kaskade podąża więc z duchem czasu, zacierając granice między gatunkami, czerpiąc oczywistą inspirację z rocka i już na wstępie tworząc zaskakujący, elektroniczny klimat. W tym momencie nie miałem bladego pojęcia o tym, w jakim kierunku album może pójść dalej (tak - nie słyszałem ani jednego z wydanych wcześniej singli, co zrobiłem celowo), więc aperitif pobudził mój apetyt na więcej. Kolaboracje z CID-em oraz duetem Galantis, który notabene jest dla mnie bodaj największym zawodem roku za sprawą "Pharmacy", przypomniały mi o tym, kto jest odpowiedzialny za ten album - klubowo-festiwalowe "Us" oraz "Mercy" były nieco bardziej przewidywalne, zachowując jednak odpowiednią jakość jak i nutkę świeżości. Pierwsza obawa przyszła za sprawą "Tear Down These Walls", kiedy przez ułamek sekundy przemknęło mi przez myśl czy ten album nie będzie przypadkiem pójściem na łatwiznę i próbą złapania wszystkich srok za ogon - zwłaszcza tych sezonowych. Szczęśliwie Sasha Sloan zaczęła swój taniec z melodią w "Phoenix", tonując zapędy krążka do bycia zbyt dzisiejszym, zbyt nastawionym na strukturę breakdown-drop, bardziej skupiając się na byciu po prostu piosenką (tak, nie bójmy się tego słowa - nie ma w nim niczego złego). "Disarm You" spełniło swoją tytułową rolę - rozbroiło mnie. Rozbroiło za sprawą kolejnego pięknego wokalu, który po raz kolejny komplementował się wzajemnie z podkładem od Kaskade'a, wprowadzającego nieco wariacji do kolejnej elektronicznej produkcji. Amerykanin postanowił po raz kolejny stworzyć to, co jest na topie w "Never Sleep Alone", ponownie jednak udowadniając nam, że moda na dany gatunek nie jest równoznaczna z tym, że dany artysta zobligowany jest do spłodzenia tysięcznej kopii osłuchanych wszystkim tracków. Zaczęło podobać mi się to przetasowanie utworów "bezpiecznych" z tymi, które wyłamują się stereotypom. W tym wszystkim nie doceniłem Kaskade'a - prezentował mi bezinwazyjne i tylko pozornie niezupełnie sensowne zmiany klimatu do momentu, kiedy naprawdę poczułem ten album, robiąc to tylko po to, by po raz kolejny złamać moją dotychczasową ocenę w pół - wraz z niewytłumaczalnym, bezczelnie innym "Day Trippin'" przyszedł drugi - po intro - moment "łał", a wolny, funkowy beat i jak zawsze bezbłędny wokal od Estelle smakowały tak fenomenalnie właśnie dzięki temu, jak dobry "Automatic" jest kompozycyjnie i jak świetnie opowiada swoją historię. "Promise" jest genialny w swoim minimalizmie, pozwalającym na skupienie się na drobnych detalach jak i kolejnym świetnym, krystalicznie czysto zmiksowanym wokalu, tym razem od K.Flay, znów zabierając nas gdzieś w świat korzeni twórczości Kaskade'a w szlachetnej, odświeżonej wersji. I ponownie: po "Day Trippin'" spodziewałem się wesołej muzyki, tymczasem "Breaking Up" zabrało nas w klimatyczne, wręcz mroczne zakątki krążka, znów zapewniając nieznudzoną zabawę w kotka i myszkę. Skoro schemat zmiany klimatu właśnie został rozpracowany po raz kolejny i stał się on "zbyt klimatyczny", pora na bliższe collabowi z Galantis "A Little More", które udanie skontrastowało z dotychczasowymi dziesięcioma utworami. Czas zleciał wyjątkowo szybko oraz przyjemnie i ani się obejrzałem, a przed sobą miałem już jedynie końcówkę krążka. Czy zostanę jeszcze zaskoczony? Jak najbardziej. "Papercuts" to chyba najbardziej niespodziewana, indie rockowa propozycja, która sprawiła, że Ryan nabrał w moich oczach sporego szacunku, udowadniając, że jest prawdziwym artystą. "Where Are You Now" oraz "Whatever", czyli dwa ostatnie utwory przede mną... spodziewałem się raczej "pewniaków" i czegoś, co zakończy album tak, aby nikt się nie mógł przyczepić - otóż można się przyczepić, wiem o tym. I właśnie na taki odważny ruch miałem nadzieję. Inna sprawa, że akurat ja daleki jestem od czepialstwa, bowiem pójście w mocno ryzykowne, wręcz undergroundowe brzmienia udało się Kaskade świetnie, a gdy tylko przepiękny wokal od KOLAJ i rozlegająca się swoim echem gitara zniknęły gdzieś w otchłani ciszy zrozumiałem każdy dźwięk i każdą decyzję podjętą podczas procesu tworzenia "Automatic". Jeśli artysta skomponuje longplay, którego single są świetne, jednak nie tworzy on monolitu - poległ, w rzeczywistości tworząc jedynie kompilację. Kaskade stworzył album, za co bardzo mu dziękuję - mało który producent w erze EDM traktuje krążek jak książkę w formie audio, która ma być jednością, gdzie często dopiero ostatnia strona rozjaśnia całą historię. Czy ktoś poleca Ci lekturę, mówiąc: "musisz ją przeczytać, bo rozdział III, VII i XIX są fajne"? Ja nie robię tego również w przypadku albumów, dlatego mimo tego, że mam swoich faworytów z krążka to jest on tak dobry, że powiem jedno - polecam "Automatic". Podsumowanie: Kaskade stworzył longplay, na którym raczej nie ma utworów, które będą u mnie w czołówce roku, jednak - z drugiej strony - brak utworów słabszych, znakomicie dobrane wokale oraz spójność finalnego produktu sprawiają, że "Automatic" jest godne polecenia. Kaskade - Automatic 71 / 100 Śledź mnie na DanceMusicAristocracy.blogspot.com oraz na portalach społecznościowych aby być na bieżąco m.in. z newsami, wywiadami, artykułami i recenzjami ze świata muzyki elektronicznej: |
|
|
02-10-2015, 09:08 | #2 |
..:: true Member ::..
Dołączył/a: 25 Jun 2009
Miasto: Zator
Wiek: 34
Postów: 283
Tematów: 33 Podziękowań: 456
THX'ów: 530
Tematy Tygodnia: 0
Nominacje T.T. : 2
Imię: Robert
Wzmianek w postach: 1
Oznaczeń w tematach: 0
Plusów: 1 (+)
|
Odp: Recenzja: Kaskade - Automatic
Moim zdaniem dobrego artystę poznasz po tym, że szuka tam gdzie jeszcze nie był nikt. Idzie w nieznane tereny i sprawia, że muzyka robi kolejny krok w przód, ewoluuje. Dla mnie najlepszym tego przykładem zawsze byli i będą Daft Punk. Oni robili coś zupełnie innego niż wszyscy, szukali tam gdzie nikogo wcześniej nie było. Nie wydają albumów co rok czy dwa lata i nie karmią czymś co już kiedyś ktoś sprzedał. Pojawiają się średnio co 5 lat i rewolucjonizują rynek muzyczny. Tak było z Random Acces Memories - wszyscy spodziewali się mieszanki Homework i Discovery w nieco futurystycznym wydaniu a tymczasem kompletne zaskoczenie, coś nowego, coś kompletnie oderwanego od ich dotychczasowego stylu ale ciągle niesamowitego, tak niesamowitego jak wcześniej wspomniane Homework i Discovery. RAM, no owszem to był pop ale w najwyższej klasy wydaniu.
O albumie Automatic mogę powiedzieć tyle, że jest dobry....i w sumie tyle. Nie słyszę niczego rewolucyjnego w tym krążku, Kaskade tu niczym pozytywnym nie zaskoczył, nie ma czegoś co przyprawiło by o gęsią skórkę. Album jest dobry i tyle. Może wybrzydzam ale lubię gdy artysta daje od siebie coś czego nigdy wcześniej fan i odbiorca nie uświadczył na własnych uszach |
Użytk. którzy podziękowali Thrill3r za ten post: |
|
|