Cytat:
Napisał zMODERNizowAny
Jesteś w błędzie. Nie trzeba mieć marki, popularności.
|
To wytłumacz mi proszę (odniosę się do środowiska i klimatu, który ja gram i w którym jestem w mirę rozeznany) dlaczego gdy ja gram zajebist*ego seta (nieskromnie, ale umiem ocenić i porównać z innymi i wiem, co potrafię) transowego, na imprezie, gdzie wiem, że są ludzie, którzy jeżdżą na transowe eventy i ściągają na nich majtki przez głowy, tak jest super (podobno ze względu na muzykę), to na zwykłej imprezie, z DJ'em bez renomy jest jakoś niemrawo? (wiem, nie ma laserów i innych cudów, ale jak spytasz każdego z osobna, to powie Ci, że to
muzyka jest najważniejsza na imprezie). Za to gdy bawią się przy
tych samych trackach ODTWARZANYCH już nie przez zwykłego kolesia ze słuchawkami, tylko przez gościa, który te tracki kiedyś tam zrobił, to nagle cały set ma + 100000 do świetności, mimo, że może być miksowany na offbeatach, z koniem co chwila, bo liczy się kontakt z publicznością i akurat wtedy było ważniejsze skakać i klaskać niż na 15 sekund się skupić. I na dodatek za ten sam set płacą chętnie grubą kasę, a jak jest impreza w jakimś klubie, z wejściem za 5zł albo za darmo, to nagle się nie opłaca jechać 50km pociągiem.
Wg mnie problemem jest to, że ludzie ostatnio bardziej oceniają imprezy i DJ'ów wzrokiem, a nie słuchem, patrzą czy innym się podoba, czy się uśmiechają - jeśli tak, to mimowolnie robią to samo. Może jakimś rozwiązaniem było by usunięcie DJ'a z widoku w klubie? Ci oblatani nie widzieliby kto gra, wiec siłą rzeczy by nie było zakładania z góry - o, ten jest dobry, znam go, bawimy się, a tamten to cienias, bo kiedyś mu nie poszło. Wtedy na każdej imprezie każdy zaczyna od zera i nie ma czegoś takiego jak renoma (wśród klubowiczów oczywiście, bo oczywiście bookingi nie są robione w ciemno). Ludzie bawiliby się z powodu muzyki, a nie z powodu gościa, który gra.
Parę razy spotkałem się z sytuacją, gdzie podchodzi do mnie parę osób i pyta, co ja gram za muzykę. Mówię, że Trance, a oni jak z automatu "blee, trance to stypa, weź coś innego". Potem zmieniłem się z kumplem, który grał podobny klimat jak ja (nie mówię wcale o transowych pływakach, tylko normalnych parkietowych trackach), znowu podchodzi do niego ekipa i pyta co on gra. Odpowiedział, że progressive house - nagle nie jest stypa i wszystkim się podoba