Clubbing po poznańsku - Forum 4CLUBBERS.PL
Wróć   4CLUBBERS.PL > Inne Fora > Przy piwie ...
Home ZAREJESTRUJ SIĘ !! Zmień nick FAQ Społeczność

Szczegóły wątku: Autorem wątku jest: Barti
Temat ma 0 komentarzy i 1104 odwiedzin. Ostatni komentarz napisano 23-10-2012 (19:41).

Tags:


Lista oznaczonych użytkowników


Clubbing po poznańsku


zobacz także:

« Mulan - przeróbka (+18) (0 Ivony) lub Solidny bas u UAZie »
Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2012, 19:41   #1
..:: Clubbers Helper ::..

  
 
Barti's Avatar
 
Dołączył/a: 25 Oct 2006
Miasto: .
Postów: 11 960
Tematów: 3772
Podziękowań: 2 624
THX'ów: 58 273
Nominated Tematy Tygodnia: 19
Nominacje T.T. : 2 740
Wzmianek w postach: 24
Oznaczeń w tematach: 68
Plusów: 2800 (+)
Barti 2800Barti 2800Barti 2800
Barti 2800Barti 2800
Clubbing po poznańsku

Jak rozwinął się clubbing w Poznaniu? Choć dziś brzmi to nierealnie, pierwsza impreza taneczna w Poznaniu odbyła się w… auli Akademii Sztuk Pięknych na rogu alei Marcinkowskiego i ulicy 23 Lutego.

Definicja clubbingu jest do dziś niejasna. Według części źródeł clubbing jest formą spędzania wolnego czasu poza domem, zawsze w otoczeniu znajomych, z reguły na napędzanych taneczną muzyką i alkoholem imprezach. Trzymając się ściśle tego określenia, clubbing wywodzi się z nowojorskiej bohemy artystycznej lat 70. ubiegłego wieku. Ale jest też druga, silnie zawężająca zjawisko definicja clubbingu. Wedle niej o jego istnieniu możemy mówić tylko w odniesieniu do wieczornego spędzania wolnego czasu, polegającego na poruszaniu się w obrębie położonych blisko siebie klubów. To z kolei moda lat 90., zaczerpnięta z centrów wielkich metropolii. Tam na każdej większej ulicy znajdowało się przynajmniej kilka całonocnych lokali. I tak sprawa się wyjaśnia: wieczór przy piwku w pobliskim pubie? Nie, to nie ma z clubbingiem nic wspólnego. Tam całonocne wypady są podparte hedonistyczną filozofią, chęcią oderwania od rzeczywistości – także przy pomocy środków odurzających.

Inicjacja w starej szopie
Na świecie kultura klubowych wypadów rozkwitła wraz z nadciągnięciem ery disco. Szalone lata 70. ukonstytuowały klub jako miejsce hedonistycznego rozpasania, z reguły obficie wspomaganego przez coraz częściej pojawiające się na imprezach narkotyki. Zmieniło się również podejście samych właścicieli, którzy odkryli, że na prowadzeniu tanecznego lokalu można świetnie zarobić… jeśli tylko właduje się w niego odpowiednią ilość pieniędzy. I tak pod sufitami nocnych lokali zaczęły zwisać dyskotekowe kule, a płyty miksowano na nowoczesnych konsoletach.

Dekadę później klubowe serce globu przeniosło się z nowojorskich dyskotek na brytyjskie pola, gdzie w opuszczonych magazynach szalała na dobre kultura rave. Wtedy każda impreza była swego rodzaju wyprawą – jechało się samochodem za miasto, imprezy były nielegalne, więc wstęp na nie mieli tylko wtajemniczeni. Pierwsze przestąpienie progu rave party było rodzajem kulturowej inicjacji. „Wtedy wszystko było fantastyczne. Spotykało się mnóstwo ludzi, którzy od razu stawali się twoimi przyjaciółmi, nie było mowy o staniu w kącie z własną paczką. Nie miało znaczenia, jak wyglądasz, jak tańczysz, ile masz lat. Po prostu cały czas wspaniale się bawiłeś. A poza tym w ciągu czterech lat byłem świadkiem aż pięciu bójek, co też o czymś świadczy” – tak drugą połowę lat 80. w brytyjskich klubach rave wspominał w książce Elektroniczny punk były tancerz The Prodigy, Leeroy Thornhill. W latach 90. kultura klubowa przeniosła się z powrotem do wielkich miast, gdzie najsilniej tętni do dziś.

Zaczęło się od ASP

Tymczasem Polacy poznali smak clubbingu dopiero w pierwszej połowie lat 90. Za pionierski w tej materii lokal powszechnie uważa się warszawskie Filtry. A jak clubbing rozwinął się w Poznaniu? Choć dziś brzmi to nierealnie, pierwsza impreza taneczna w Poznaniu odbyła się w… auli Akademii Sztuk Pięknych na rogu alei Marcinkowskiego i ulicy 23 Lutego. „To był bodajże rok 1993. Należy pamiętać, że przedtem poznaniacy praktycznie nie znali kultury clubbingu. Ci, którzy mieli satelitę, mogli co najwyżej pooglądać taneczne klipy kapel pokroju The Orb na MTV. Tym większe było zdziwienie, kiedy na mieście pojawiły się plakaty, reklamujące Acid House Party w auli ASP” – wspomina Piotr Walczuk „Walec”, dziś właściciel agencji koncertowej PW Events.

Pierwsza poznańska impreza taneczna sporo przejęła od brytyjskich rave parties nie tylko w sferze muzyki (acid house był jednym z wiodących nurtów angielskiego clubbingu). Jak wiele znakomitych imprez na Wyspach, także i poznańskie Acid House Party zostało zakończone przez najazd policji. „W sumie można było się tego spodziewać, Poznań nie był jeszcze gotowy na przyjęcie kultury klubowej. O ile pamiętam, mundurowi zabrali się za przeszukiwanie klubowiczów i oczywiście znaleźli jakieś narkotyki” – mówi „Walec”. Za dobór muzyki na pierwszej poznańskiej imprezie tanecznej odpowiadał niejaki didżej Scott z Koszalina.

Wraz z coraz szerszym dostępem słuchaczy do zagranicznych gazet i kanałów telewizyjnych clubbing w stolicy Wielkopolski ruszył na dobre. Szybko się okazało, że to, co stało się wizytówką województwa, wraz z nastaniem mody na klub Ekwador w Manieczkach – prymitywne, proste taneczne potupaje – było popularne już w latach 90. Miłośnicy niemieckiego techno schodzili się do położonego nieopodal Śródki klubu Malta, gdzie co weekend serwowano największe hity muzyki tanecznej naszych sąsiadów zza zachodniej granicy pokroju Scootera czy Marushy. Z kolei mocne techno spod szyldu Tresora (popularny klub i wytwórnia płytowa w Berlinie) zaczęło rozbrzmiewać w Eskulapie, by tętnić przez wiele następnych lat, co jakiś czas zmieniając tylko lokalizację (m.in. na klub IQ).

„Na pierwszych imprezach w Eskulapie był problem z bramkarzami. Któregoś razu około 3 w nocy panowie przerwali świetnie rozwijającą się zabawę, ponieważ właśnie kończył im się czas pracy. Co zrobili klubowicze? Zorganizowali szybką kwestę i zrzucili się na dodatkowe «godzinówki» dla bramkarzy” – przypomina sobie „Walec”.

W najwcześniejszym okresie poznańskiego clubbingu informacje o imprezach nie były tak powszechne jak dziś. Co więcej, rozchodziły się głównie wśród osób aktywnie działających w życiu ówczesnej bohemy artystycznej miasta: ludzi związanych z niezależnymi teatrami, studentów ASP i kulturoznawstwa. Wstęp na nie mieli więc głównie wtajemniczeni. „Był taki lokal – zresztą mam wrażenie, że była to w ogóle pierwsza «ambitna» miejscówka w Poznaniu – położony przy ulicy Żydowskiej. Nie miał nazwy, po prostu mówiło się: «idę na Żydowską» i każdy wiedział,

o co chodzi. Samo miejsce też było niezłe – Żydowska była zaanektowanymi na potrzeby klubu dwoma piętrami kamienicy i piwnicą. Najpierw trzeba było przejść przez metalowe drzwi z odsuwanym okienkiem. Bramkarz rzucał okiem i decydował, czy wchodzimy, czy też nie. Kiedy już znalazło się w środku, trzeba było stanąć na drabinie i zejść przez dziurę w podłodze do piwnicy. I na przykład trafiało się na szalejącego Darka Brzóskę Brzuskiewicza” – wspomina „Walec”.

Młody Poznań bawił się także w Centrali na Garbarach, klubie dowodzonym przez niejakiego Sajmona. Ten lokal mógł poszczycić się jednym z pierwszych w mieście parkietów tanecznych z prawdziwego zdarzenia. Specyficzne środowisko fanów brytyjskiej muzyki elektronicznej odwiedzało popularny Barek w akademiku Hanka. Była też Fabryka przy ulicy Mostowej, wówczas jeden z bardziej profesjonalnie zarządzanych klubów. Na jednej z imprez otwierających działalność Fabryki zagrał sam Cristian Vogel – związany z berlińskim Tresorem mistrz muzyki techno. Dużą estymą cieszyli się wówczas didżeje z północy Polski. W modzie było powiedzieć

o sobie, że jest się didżejem ze Szczecina. Mieszkańcy portowego miasta mieli wówczas łatwiejszy dostęp do zdobywania płytowych berlińskich nowości. Z kolei często grywający w Poznaniu didżeje z Koszalina szczególnie licznie trafiali do stolicy Wielkopolski po wakacjach. Latem poznaniacy pojawiali się na wakacjach w Mielnie, gdzie zawiązywali przyjaźnie z rozkręcającymi imprezy koszalinianami.

Didżej Peja i moda na Radiostację

Pod koniec lat 90. do głosu zaczął dochodzić także coraz popularniejszy hip-hop. Matecznikiem rapowych imprez stał się klub Eskulap. Na przełomie dekad kilka razy w miesiącu górną część klubu opanowywali kręcący winyle z czarną muzyką didżeje z Poznania (Decks) i innych miast Polski. Za konsoletą pojawiał się na przykład uważany wówczas za najlepszego didżeja w kraju 600V. Co ciekawe, kilka razy w rolę didżeja wcielił się także Peja!

Ta muzyka musiała zacząć królować na imprezach, ponieważ pod koniec lat 90. i (zwłaszcza) na początku XXI wieku hip-hop rozlał się po całej Polsce. Lansowały go i gazety muzyczne („Machina”, „XL”, „Klan” czy wreszcie poświęcony kulturze skateboardowej „Ślizg”), i superpopularna wówczas Radiostacja. O rapie i muzyce elektronicznej sporo pisał wówczas poznański „Kaktus”, przez wielu uznawany za najciekawszy muzyczny tytuł początku nowej dekady. Jak grzyby po deszczu w Poznaniu pojawiały się skateshopy ze słynnym Mayerem na czele. Płyty rapowe sprzedawały się znakomicie, a Eskulap przeżywał najazd krajowych wykonawców. Kaliber 44, Fisz, Grammatik – na ich koncerty przychodziło zwykle po 600–700 osób. Rapowe imprezy często stanowiły rodzaj afterparty; odbywały się na piętrze Eskulapa, podczas gdy koncerty grano zawsze w dolnej sali. Okazjonalnie raperzy pojawiali się także w klubie Blue Note, gdzie już wkrótce miały ruszyć czarne czwartki – działający do dziś cykl najpopularniejszych rapowych imprez w Poznaniu.

Na początku nowej dekady Eskulap stał się nowym starym sercem klubowego Poznania. Obok imprez rapowych w klubie na dobre zainstalowali się didżeje warszawscy, początkowo związani z Radiostacją. W ramach imprez z cyklu Pussystacja prezentowano tam radosny house, bardzo często znad Loary i Sekwany. Obok nich wciąż prężnie działała scena minimalowa. Wszystko działo się właśnie tam ze względu na Eskulapową wielkość. To jedyny klub w mieście, który bez problemu mógł pomieścić ponad tysiąc osób na jednej imprezie. Równocześnie cały czas odbywały się tam koncerty rockowe. Zresztą już w latach 90. o Eskulap zahaczały gitarowe kapele z naprawdę najwyższej półki. Młodsi słuchacze nie pamiętają, że w klubie przy ulicy Przybyszewskiego pojawili się między innymi Fugazi czy Unwound!

„To wszystko miało znamiona świeżości. Świadomość muzyczna klubowiczów była wówczas dużo mniejsza – nie każdy miał dostęp do Internetu czy zagranicznej prasy. Imprezy sygnowane nazwami Import! i Automatik były dla wielu klubowiczów jedyną okazją do otarcia się o zachodni clubbing. Wtedy żyło się nimi i odliczało dni do kolejnej imprezy. Dziś didżejskie gwiazdy z zagranicy odwiedzają Poznań dużo częściej, muzyka jest na wyciągnięcie ręki. Ale ludzie wolą chodzić do klubów, by się pokazać, niż żeby potańczyć do muzyki na najwyższym poziomie” – uważa Igor Niemczyk z klubu SQ, stały bywalec elektronicznych imprez od przełomu wieków. Głód clubbingu był wówczas wśród poznaniaków tak duży, że zupełnie nie przeszkadzały im anachroniczne wnętrza Eskulapa z wiecznie brudnymi toaletami i zbyt wąskimi schodkami na piętro klubu. Zdarzało się, że na nazbyt głośne imprezy skarżyli się studenci z położonego obok domu studenckiego Akademii Medycznej. Ale ci, którzy przychodzili do ochroniarzy na skargę, zwykle dawali się wciągnąć na imprezę...

Od Esku do SQ

Wokół elektronicznych imprez w Eskulapie wytworzyła się klubowa społeczność. Ludzie poznawali się, często nawet łączyli w pary. To tam po raz pierwszy zaczęli zjeżdżać klubowicze z innych miast. Choć Eskulapowe imprezy promowały się wyłącznie poprzez plakaty i pocztę pantoflową, chętnych na odwiedzenie Eskulapa nie brakowało. A organizatorzy kusili coraz mocniejszymi nazwami. Na początku minionej dekady zagrali tam między innymi Miss Kittin, Michael Mayer czy Dirty Vegas. Równocześnie w mieście kwitła oparta na potańcówkach kultura studencka. „Nie oszukujmy się, studenci chodzili do klubów na podryw. Najłatwiej było w Ciciborze, zwłaszcza podczas poniedziałków z muzyką rockową – w inne dni publiczność studencka często mieszała się z dresowym elementem. Sporo studentów chodziło do Tropsa, Jamy, Galaxy, rockowe imprezy odbywały się też Pod Minogą. Ale moim zdaniem na początku minionej dekady nie było w Poznaniu jako takiego clubbingu. Większość chodziła tam, gdzie proponowali koledzy. Było im zupełnie obojętne, kto i co gra” – wspomina Marcin Wróblewski Wróbel, dawny szef W Starym Kinie, obecnie zarządzający klubem Opcja. Do połowy minionej dekady bardzo prężnie trzymały się kluby z muzyką techno i trance, ukochane szczególnie przez poznańskich dresiarzy. Niechlubną sławą cieszyło się ogromne Studio Jack przy ulicy Działyńskich, gdzie bijatyki i zatargi z ochroną były na porządku dziennym. Sporą popularność – zwłaszcza wśród organizujących osiemnastki licealistów – zyskało położone na siódmym piętrze i dysponujące świetnym widokiem z okien Okrąglaka 7th Heaven. Swoistą tradycją był tam cotygodniowy taniec do zremiksowanego na modłę trance utworu Heaven Bryana Adamsa. No i oczywiście kultowe Manieczki, czyli klub Ekwador, położony właśnie w tej podpoznańskiej miejscowości. W każdy piątek z całej Wielkopolski ciągnęły tam sznury samochodów. Ekwador stał się ogólnopolskim symbolem remizowego clubbingu dla ludzi z mniejszych miejscowości. Fenomen Manieczek opisywały najważniejsze media w kraju.

Oczywiście wśród poznaniaków w dobrym tonie była absolutna negacja zarówno tego miejsca, jak i puszczanej w nim muzyki.

W 2005 roku z powodu zatargów z Akademią Medyczną klub Eskulap przestał istnieć. Ale na krótko. Duch dawnych imprez elektronicznych przeszedł do podziemi istniejącego od 2003 roku Starego Browaru. Tam, na drugim podziemnym poziomie, jesienią 2005 roku otworzył się klub SQ, nazwą nawiązujący do Eskulapa (mówiąc o nim, klubowicze często używali skrótu „Esku”). SQ był o wiele elegantszy od dość surowego Eskulapa, począwszy od części siedzącej (skórzane kanapy), a skończywszy na futurystycznych toaletach. Klub sprofilował się wyłącznie na muzykę elektroniczną, początkowo zawężając zainteresowania do house’u i minimal techno. W SQ zostały wpompowane naprawdę duże pieniądze, co zresztą odbijało się na bookingach. Tylko w ciągu pierwszego sezonu w SQ pojawiły się tak duże sławy, jak niemiecki duet Booka Shade czy gwiazdy francuskiej sceny elektronicznej Cassius.

„Tak, dbałość o stały poziom muzyczny była od początku naszym głównym celem. Zaczęliśmy doceniać, ile dają eleganckie wnętrza, profesjonalni barmani, nauczyliśmy poznaniaków, że jeśli płacą kilkadziesiąt złotych za bilet wstępu na wieczór z zagraniczną gwiazdą, to mogą spodziewać się imprezy na europejskim poziomie” – przekonuje Igor Niemczyk, od zawsze związany z SQ. Jego klub jest do dziś fenomenem na skalę ogólnopolską. Długość życia przeciętnego klubu waha się od trzech do pięciu lat. Po tym czasie moda na dane miejsce zanika, a ludzie migrują do innego, w danym okresie modniejszego miejsca. Ale nie w wypadku SQ. To lokal, który od siedmiu sezonów znajduje się na szczycie najmodniejszych poznańskich miejscówek.

I wciąż na niektóre imprezy nie można dostać biletów! Dobrej famie SQ nie przeszkadzały nawet zarzuty o nazbyt gorliwą selekcję przed wejściem, jakie tuż po otwarciu klubu wysuwali internauci, wówczas skupieni wokół poświęconej SQ podstrony na portalu społecznościowym Grono.

Trendowata Kukabara i surowe Mięso

Przez pewien czas kameralną alternatywą dla SQ była położona na Piekarach maleńka Kukabara, według wielu poznańskich klubowiczów uważana za najlepszy lokal w historii. Różowe, wysmakowanie kiczowate wnętrza, profil gay friendly (w klubowym światku w połowie minionej dekady bycie gejem – lub przynajmniej posiadanie homoseksualnego znajomego – uchodziło w niektórych kręgach za szczyt mody!) i świetna, elektroniczna muzyka szybko rozsławiły lokal nie tylko w Poznaniu. Kukabara była bohaterką Trendowatych, jednego z reportaży tygodnika „Polityka”. Mimo tego żywot klubu był dość krótki. O wiele dłużej działał położony na dziewiątym piętrze jednego z wieżowców Alfy Post Dali. Tu też działał efekt punktu widokowego, niestety Post Dali cieszył się niechlubną opinią lokalu, w którym łatwo dostać w zęby za niewinność.

W drugiej połowie minionej dekady coraz silniej dochodziło do głosu mocne electro. Klubem matką dla tego silnie rozprzestrzeniającego się wśród poznaniaków gatunku była rezydująca w podwórzu ulicy Ratajczaka Cafe Mięsna. Jeśli chodzi o zewnętrzną część lokalu, Mięsna bardziej odstraszała niż zachęcała do wejścia. Klub mieścił się w wielkiej przybudówce, do której wchodziło się po stromych schodkach. Należało tylko przejść przez wyjątkowo zaśmiecone podwórze, na którym za dnia rozlokowywali się handlarze starzyzną, uważać, żeby nie wdepnąć w jedną z licznie rozsianych po podwórku kałuż, i już było się w popularnym „Mięsie”. Na początku działalności był to lokal bardziej punkowy, dopiero z czasem przerodził się w mekkę miłośników nieco bardziej radykalnej elektroniki. Oprócz baru i niezbyt dużego parkietu klub posiadał też małą salkę koncertową. Tam w 2006 roku debiutowały poznańskie Muchy, tam też odbywały się legendarne koncerty pierwszego składu trójmiejskich prześmiewców z Dick4Dick [W Cafe Mięsnej przy ulicy Ratajczaka w czerwcu 2007 roku odbyło się także spotkanie promocyjne „Czeskiego numeru” „Czasu Kultury”, połączone z koncertami między innymi popularnej poznańskiej Grupy KOT i zaproszonych zespołów z Czech – przyp. red.]. Rozpiętość gatunkowa imprez w Cafe Mięsnej była duża – od indie rocka, grywanego przez warszawski kolektyw V/A Team, po ciężki electropunk, niekiedy w wersji na żywo.

Co ciekawe, pewnej letniej nocy 2007 roku Mięsną odwiedziła prawdziwa gwiazda. Była nią wokalistka Moloko Róisin Murphy, która tego dnia zagrała świetny koncert na Dziedzińcu Różanym CK Zamek. Po występie Róisin postanowiła udać się do jednego z poznańskich klubów. Goście Cafe Mięsnej byli dość zszokowani, ale po sesji autografowej gwiazda ruszyła na parkiet. Niecały rok później, podczas gdyńskiego Open’era ta sama Róisin Murphy zagrała porywający show dla 50 tysięcy widzów.

Murphy nie była jedyną zagraniczną gwiazdą korzystającą z poznańskiej oferty klubowej. W 2008 roku na piwko do Dublinera wpadł James Dean Bradfield z Manic Street Preachers, z kolei kilka lat wcześniej w Alcatraz bawiła się amerykańska gwiazda imprezowego rapu Fat Joe. Z hoteli nosa nie wyściubiały za to gwiazdy festiwalu Malta z 2009 roku: muzycy Radiohead i Nine Inch Nails. Najlepiej bawili się w Poznaniu muzycy Iron Maiden. W sierpniu 1984 roku rockmani zagrali koncert w hali Arena. Po występie postanowili skoczyć na piwo, niestety wszystkie lokale w mieście były już zamknięte. Wszystkie poza jednym – kultową Adrią przy Dworcu Głównym. Pech chciał, że w Adrii odbywało się wówczas wesele. Niemniej artyści postanowili spróbować wejść do środka. Gdy ochroniarz wezwał pod drzwi pana młodego, ten nieomal zemdlał z wrażenia. Okazało się, że był fanem Iron Maiden, a na koncert nie dotarł z prostego powodu – data kolidowała mu z terminem ślubu... Brytyjczycy postanowili odwdzięczyć się młodemu żonkosiowi i zagrali kilka utworów na scenie Adrii. To nie fikcja – filmik z tego wydarzenia można znaleźć w Internecie.

Poznania

2008 – to rok, w którym na poznańskich parkietach po raz pierwszy pojawił się dubstep. Oparty na ciężkich, powolnych beatach gatunek zadomawiał się w Poznaniu stopniowo. Ale kiedy w 2009 roku dubstepowa maszyna ruszyła, nie zatrzymał jej nikt. I tak jest do dzisiaj.

„Dlaczego w Poznaniu dubstep przyjął się tak dobrze? Klucza trzeba szukać w mocnych beatach. Poznaniacy lubili je zawsze, czego dowodem jest choćby długa sympatia do ciężkiego berlińskiego techno spod znaku Tresora” – wyjaśnia Miz, didżej i promotor, który jako jeden z pierwszych rozkręcił dubstepowe imprezy w stolicy Wielkopolski. „To jest gatunek uniwersalny, ale i na tyle radykalny, że chętnie przyciągający do siebie młodych, którzy kochają to, co ostre i agresywne” – dodaje Kemot, jeden z przedstawicieli młodej fali poznańskich didżejów. Moda na dubstepowe imprezy przeniosła się do Polski z Wielkiej Brytanii. Tam basowe prywatki odbywały się w ciasnych, undergroundowych klubach, a publikę stanowili wymieszani sympatycy roots, dubu i hip-hopu. Do czasu – wraz z rozwojem popularności gatunku ważniejsi producenci (Benga, Skream, Mala) zaczęli być rozpoznawani na całym świecie. Po 2008 roku dubstep był obecny przede wszystkim w Eskulapie i Cafe Mięsnej – ale już „nowej”, ponieważ na skutek perturbacji z właścicielami lokal przeniósł się z Ratajczaka na ulicę Mostową, w miejsce dawnego gejowskiego Scorpio Baru. Nowa Mięsna zyskała warszawski akcent. Podobnie jak działo się to w najmodniejszych klubach w stolicy, życie towarzyskie podczas imprez przenosiło się na chodnik przed klubem. Ale w 2010 roku właściciele klubu zabronili wychodzenia z alkoholem na zewnątrz – podobno w obawie przed nazbyt częstymi wizytami policji.

Dużą popularnością cieszyły się imprezy z polskimi didżejami, rozkręcane przez kolektyw Dubside. Ale prawdziwym apogeum szaleństwa na dubstep była impreza z października 2009 roku. Wtedy do Eskulapa zawitali Benga, Skream, Scuba i Shackleton. Ile osób bawiło się na tamtej imprezie? Różne źródła podają liczby od 1200 do aż 1500 gości. Drugi raz dubstepowa impreza przyciągnęła ponad 1000 osób dopiero dwa lata później, gdy do Starej Rzeźni zawitał izraelski producent Borgore.

W 2010 roku klubowy Poznań zyskał także nową miejscówkę – położone na tyłach sklepu Krecik przy ulicy Garbary 8bitów. „To klub, który trafił w idealny moment, gdy Cafe Mięsna trochę się już wszystkim znudziła. 8bitów przyciąga domowym, swojskim klimatem na piętrze i surowym wystrojem wnętrz na parterze, gdzie rozkręcane są wszystkie większe imprezy. Trudno znaleźć tam przypadkowych widzów, którzy dość często trafiali do Cafe Mięsnej. Nie ma licealistów – raczej studenci i ludzie powyżej 25. roku życia, od dawna związani z klubową sceną Poznania” – opowiada Kemot.

Miasto malkontentów

Wraz z początkiem nowej dekady solidnie przewartościowały się kanały informacyjne dotyczące imprez. Swoją rolę przestały odgrywać plakaty i audycje w niszowym Radiu Afera – jeszcze kilka lat temu kultowej rozgłośni wśród poznańskiej młodzieży. Teraz wszystko przeniosło się na Facebooka. „Pamiętam, że miałem w Aferze dwa bilety na występ Borgore’a, które chciałem rozlosować wśród słuchaczy. Nie zadzwonił nikt” – wspomina Kemot.

Bo to właśnie pasywność wśród klubowiczów jest, zdaniem większości ludzi z poznańskiej sceny, tym, co może ją pogrążyć. Poza kilkoma modami bardzo wiele gatunków nigdy się w Poznaniu nie przyjęło. Klubowicze ze stolicy Wielkopolski okazali się na przykład absolutnie odporni na muzykę indierockową, która w latach 2005–2008 opanowała parkiety w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Nie pomógł dystrybuowany za darmo magazyn „Pulp”, nie pomógł świetny poznański festiwal Rafineria. Indie rock nigdy nie zdołał rozkochać w sobie poznaniaków.

Czy to przywiązanie do znanych, sprawdzonych imprez sprawi, że poznańska scena klubowa jeszcze długo nie zmieni swojej twarzy? „Nikt nie śledzi nowości na bieżąco, ludzie zapisują się na Facebooku na imprezy, na które potem i tak nie przychodzą. To takie miasto malkontentów i organizatorów, którzy walczą z wiatrakami. I chyba będą robić to dalej” – gorzko żartuje „Wróbel”.

źródło onet.pl
Barti jest offline  
Barti dostał 2 podziękowań za ten post.
Twoja reklama w tym miejscu - już od 149 PLN rezerwuj termin, tel.669488725, gg:3576096.

4Clubbers Hit Mix Team presents


Odpowiedz

Zasady Postowania
Nie możesz pisać w nowych tematach
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączony
UśmieszkiWłączony
[IMG] kod jest Włączony
HTML kod jest Wyłączony
Trackbacks are Włączony
Pingbacks are Włączony
Refbacks are Wyłączony


Administracja serwisu 4Clubbers.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum.
Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karna lub cywilna.
Jeżeli zauważyłeś post/temat który jest niezgodny z polskim prawem proszę zaraportować go poprzez klikniecie
Jeżeli nie chcesz aby pojawiła się na forum twoja produkcja napisz to nam "Privacy Policy"
W celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w ramach niniejszej witryny stosowane są pliki cookies, prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką Prywatności

Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 15:32 .


Oprogramowanie Forum: vBulletin
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Friendly URLs by vBSEO 3.6.0 ©2011, Crawlability, Inc.
User Alert System provided by Advanced User Tagging v3.2.8 (Lite) - vBulletin Mods & Addons Copyright © 2024 DragonByte Technologies Ltd.
-->