Odp: Historia głuchego didżeja
Generalnie cały film był stylizowany troszeczkę na taki dokument o życiu takiego człowieka, widzimy twarze Carla Coxa czy Paul van Dyka wypowiadających się na jego temat i stąd też te wszystkie nieporozumienia, ale Frankie Wilde nie istnieje. Generalnie jak dla mnie film jest średni; zajebisty pomysł nie został wykorzystany we właściwy sposób, ale jedno muszę przyznać. Człowiek odgrywający rolę Frankiego (Paul Kaye) zrobił coś tak fenomenalnego pod względem aktorskim, że trudno to opisać. Gościu zajebiście zachowywał się przy konsolecie. Ta gestykulacja, mimika, ruchy - nie zdziwiłbym się, jakby na co dzień miał kontakt z tą muzyką w prawdziwym świecie i czerpał z niej podobną radość. Bardzo brakuje mi takich właśnie charyzmatycznych ludzi przy decku, potrafiących bezkitu nawiązać kontakt z publiką i bawiących się w taki sposób.
|