Prawdziwy, piękny, emocjonalny trance nie umarł, ale niestety jego znalezienie, wyłuskanie z masy beznadziejnych utworów, często niemających z tą muzyką wiele wspólnego jest nie lada wyzwaniem. Najgorsze jest to, że wielu producentów wypuszczających do niedawna kawał dobrego trancu dziś robi zupełnie inną muzykę, a z jakichś przyczyn w dalszym ciągu ich utwory otagowane są jako trance. To zwiększa pulę tego co trzeba odrzucić, aby dotrzeć do tych wartościowych utworów i sprawia że zadanie to staje się ekstremalnie trudne. Kolejną rzeczą bardzo mnie smucącą jest to, że obecnie większość dejotów wrzuca do swoich setów te wszystkie pokraczne wynalazki. Efektem tego jest to, że znalezienie dziś seta w 100% trancowego graniczy wręcz z cudem.
Na koniec chciałbym się odnieść do przytoczonego przez Ciebie cytatu, a właściwie jego fragmentu: "...
Słuchając możesz skakać albo płakać, poczuć przypływ energii lub też wzruszenie i fale wspomnień...
Wydaje mi się, że to zdanie w pełni określa muzykę trance, której sedno polega na tym, że obok szybkiego, klubowego, tanecznego klimatu pojawia się nutka melancholii, delikatność i ogólnie "to coś". To właśnie te skrajności powodują, że ta
muzyka jest tak piękna i towarzyszy jej tyle emocji.
Teraz pytanie: jak to się ma do tych bigroomów, trousów i innych wynalazków? Gdzie tam są te skrajne emocje, gdzie miejsce na wzruszenia?