Tutaj jeszcze jeden filmik
Z tego nagrania nie wynika, by policjanci byli bezpośrednio zagrożeni, ani by cokolwiek leciało w ich kierunku. A przecież użycie broni, choćby z kulami gumowymi, to środek bardzo drastyczny.Chodziło o pokazanie całego arsenału policji/władzy? Przypomnijmy, że wcześniej rozpylono gaz pieprzowy i przytoczono armatki wodne.
Zamieszki wywołali policyjny prowokatorzy?
Mamy relacje posłów, którzy próbowali nieskutecznie legitymować policjantów w kominiarkach. Jest mnóstwo relacji ludzi, którzy widzieli osoby wysiadające z policyjnych radiowozów albo wozów nieoznakowanych. One zakładały kominiarki, potem mieszały się w tłum i prowokowały zajścia - mówi jeden z współorganizatorów Marszu Niepodległości.
Zamieszki, jakie miały miejsce w Warszawie na pl. Konstytucji, mogły być dziełem policyjnych prowokatorów. Takie informacje wynikają z relacji, jakie zbierają organizatorzy Marszu Niepodległości.
"Mamy zebrane relacje ludzi, którzy widzieli, jak policyjni prowokatorzy wywołali zamieszki na pl. Konstytucji. Oni atakowali funkcjonariuszy, potem kordon odpowiadał atakiem" - mówi portalowi Stefczyk.info lider Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki.
Zaznacza, że zamieszki spowodowały "odcięcie kilkudziesięciu tysięcy ludzi na rondzie Dmowskiego". Winnicki zaznacza, że z wozów policji wysiadali ludzie, którzy potem atakowali kordon funkcjonariuszy.
"Mamy relacje posłów, którzy próbowali nieskutecznie legitymować policjantów w kominiarkach. Jest mnóstwo relacji ludzi, którzy widzieli osoby wysiadające z policyjnych radiowozów albo wozów nieoznakowanych. One zakładały kominiarki, potem mieszały się w tłum i prowokowały zajścia. Muszę powiedzieć, że to jak w głębokim PRLu" - dodaje.
Nasz rozmówca zaznacza, że mimo fatalnego zachowania policji "Marsz się sformułował i doszedł na pl. Na Rozdrożu", gdzie pod pomnikiem Romana Dmowskiego zostały złożone kwiaty.
______
Tak coś odemnie teraz
Oglądając zarówno polsatowskie "Informacje" (godz. 18.50) jak i TVN-owskie "Fakty" (godz. 19.00) można było odnieść wrażenie, że w Marszu Niepodległości szli jedynie chuligani i zadymiarze. Żadna stacja nie podała, że było około 80-100 tysięcy ludzi. Żadna stacja nawet nie sugerowała, że mogło dojść do prowokacji. Kadry były umiejętnie montowane, tak by przypadkiem nie ukazać spokojnie maszerującego, biało-czerwonego tłumu. Były za to zdjęcia policyjnych suk na sygnale, zadymy, wybuchających petard. Wszystko po to, aby utwierdzić widza, że popołudniowy spacer prezydenta Komorowskiego z ochroniarzami był tym jedynym, właściwym marszem na 11 listopada. Co gorsza - wiele wskazuje na to, że na czele Marszu Niepodległości doszło do prowokacji. Jak podaje portal wPolityce.pl: "W tłumie osób idących w Marszu biegali zamaskowani mężczyźni uzbrojeni w teleskopowe pałki. Wycofali się, gdy uczestniczący w demonstracji posłowie PiS zażądali od nich wylegitymowania się podejrzewając, że są to policjanci". Naoczni świadkowie twierdzą, że początkiem całej zadymy było wrzucenie petard w uczestników marszu przez "kominiarzy" stojących na chodnikach, którzy od razu uciekli za kordon policji. Później ci sami "kominiarze" mieli wybiec zza kordonu policji i rzucić się na operatora jednej ze stacji relacjonującej przebieg wydarzeń, niszcząc mu kamerę. Część osób ze środowisk kibicowskich odebrała to jako prowokację policji i tak miały zacząć się zamieszki, które zatrzymały pochód Marszu Niepodległości na około 45 min.