Byli pijani i agresywni, w wagonach opróżniali gaśnice, odpalali race, wyrywali drzwi. - Jechaliśmy z tą bandą 10 godzin, baliśmy się, a policja i straż kolei nie reagowały - mówią pasażerowie pociągu do Wrocławia, którym po meczu z Legią wracali pseudokibice piłkarskiego Śląska
Pociąg wyjechał w niedzielny wieczór z Warszawy Centralnej. - Na stacji Warszawa Zachodnia do wagonów przez okna zaczęli wdzierać się jak dzicy kibice Śląska. To wyglądało jak napad na pociąg - opowiada Marta, jedna z pasażerek. - Sokiści jak stali, tak zaczęli uciekać. Pasażerowie nie wiedzieli, co się dzieje. Kobiety wpadły w histerię, dzieci zaczęły płakać.
To był jednak zaledwie początek. Cały pociąg wypełnił się kibicami. Pozajmowali nie tylko miejsca siedzące. Zrzucali pasażerom torby i kładli się na półkach na bagaże, opanowali też korytarz.
Po kilku stacjach podpięli się do nagłośnienia w pociągu. - Puszczali głośną muzykę, głównie techno, oraz wydzierali się do tego głośnika, używając niecenzuralnych słów - relacjonuje inna pasażerka, Patrycja. - Pasażerowie mojego przedziału byli zmuszeni do rozkręcenia i rozłączenia głośnika w przedziale, bo nie można było w nim wytrzymać.
Na dworcu w Skierniewicach pseudokibice wybiegli z pociągu i sprayami mazali po budynku. - Nagle wyrzucili z wagonu świecę dymną. Chcieliśmy skakać przez okna, bo wyglądało, jakby pociąg się zapalił. Jakiś pasażer powiedział, że uderzyli go gaśnicą w oko - mówi Marta. - Baliśmy się coraz bardziej, bo słyszeliśmy, jak przez głośniki zwołują się na jakąś akcję w Częstochowie.
Zaczęło się robić coraz groźniej. Gdy pociąg wtoczył się na stację w Częstochowie, kibole zaciągnęli hamulec ręczny. Pociąg przez półtorej godziny nie mógł ruszyć z miejsca, bo fani Śląska postanowili zaopatrzyć się w alkohol. - Policjanci zjawili się dopiero po półgodzinie, ale kibole tylko się z nich śmiali, wzięli megafon i zaczęli wyśpiewywać swoje piosenki - opowiada Marta. - Wyrwali nam drzwi w przedziale. Policja stała i nie interweniowała, a kibice na peronie i w pociągu robili rozróbę.
Podróż trwała 10 godzin. Pasażerowie wielokrotnie wzywali policję. Funkcjonariusze nie zdecydowali się jednak wsiąść do pociągu. - Przez całą trasę nie pojawił się nawet konduktor. Nikogo nie było. Tylko pasażerowie i banda pijanych w sztok kiboli - wspomina Marta.
Dopiero tuż przed Wrocławiem wsiedli policjanci. - Kibice byli już wtedy spokojni, bo po tylu godzinach krzyków, przepychanek i awantur zwyczajnie się zmęczyli - mówi pasażerka.
Policja w Częstochowie, gdzie kibice w środku nocy na ponad godzinę zawładnęli pociągiem, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Przejazd ten był monitorowany przez częstochowską policję, która zabezpieczała teren dworca PKP, aby nie dochodziło do naruszeń prawa - zapewnia Joanna Lazar, oficer prasowy tamtejszej komendy.
Okazuje się jednak, że policja nie interweniowała, gdy kibice zagrażali podróżnym, a dopiero gdy zaczęli kraść. - Z pociągu wyszła grupa pseudokibiców i podbiegli do automatu z napojami, z którego po włamaniu ukradli napoje. Uciekających chuliganów zatrzymali policjanci - relacjonuje Lazar. Kibole na oczach funkcjonariuszy szaleli w wagonach i na peronie, a rzeczniczka tłumaczy: - Nie mieliśmy sygnałów od obsługi pociągu o agresywnym lub stwarzającym zagrożenie dla innych zachowaniu pseudokibiców.
Spółka PKP InterCity, do której należał pociąg, także uważa, że wystarczająco zadbała o bezpieczeństwo podróżnych. - Nie możemy nikomu odmówić wejścia do pociągu, nawet pseudokibicom - mówi Kamil Świętoń z biura prasowego InterCity. - W sytuacjach, gdy ktoś zachowuje się agresywnie podczas jazdy, załoga pociągu wzywa ochronę kolei lub policję. Siłą przecież konduktor nie będzie wyrzucał kibiców, zwłaszcza że jest ich więcej. W raporcie mam adnotację, że pociąg ten miał 94 minuty opóźnienia - z powodu interwencji policji, czyli ta interwencja była, załoga wezwała policję. Inna sprawa, że zwykle policja ogranicza się do spisania kibiców i zezwala na dalszą jazdę, uznając że nie zagrażają oni bezpieczeństwu. Rzadko decyduje się wyprowadzić taką grupę z pociągu. W wielu raportach mamy też odnotowane, że policja w ogóle odmówiła interwencji. W takiej sytuacji pociąg musi jechać dalej.
Pasażerowie, którym nie odpowiadała podróż z kibolami, mogą złożyć reklamację. - Do biletu powinni załączyć opis, że pociągiem jechali agresywni kibice i mogą liczyć na przynajmniej częściowy zwrot kosztów, albo bon na zakup następnego biletu z 25-procentową zniżką - mówi Świętoń.
Uwaga! 10 września Śląsk Wrocław gra wyjazdowy mecz w Kielcach, a 18 września - w Krakowie
gazeta.pl
Dla mnie to jest bydło i szarańcza a nie żadni kibice.Bezradność i strach takich służb jak SOK i Policja jest porażająca.Wcale się nie dziwię pomysłom typu,mecze Ekstraklasy bez kibiców drużyn przyjezdnych