Kameleon
10-07-2013, 13:09
"Witajcie. Nazywam się Łukasz i część z Was może mnie kojarzyć spod aliasu "Munder". Od zeszłego roku, razem z moim zespołem organizujemy eventy na terenie naszego kraju jako agencja Electik. Wcześniej zajmowałem się już tym w Irlandii, gdzie miałem okazję nabrać nieco branżowego doświadczenia jako współorganizator dużych wydarzeń muzycznych. Wbrew pozorom, o czym część z Was może wie, bardzo szybko okazało się, że Polska rzeczywistość nijak ma się do tej "europejskiej". I o tym właśnie będzie ten artykuł.
http://www.up.4clubbers.pl/out.php/i37334_salamandra.jpg
Pierwsze problemy zaczęły się już w momencie publikacji pierwszych informacji dotyczących eventu. Można by powiedzieć, że nie było to nic poważnego, bo tyczyło się to tylko negatywnych i niekiedy totalnie absurdalnych komentarzy na forach internetowych, jak chociażby doszukiwanie się związku marki EMF z inną, podobnie brzmiącą czy też porównywania do innych, działających już na polskim rynku agencji. Tak z perspektywy czasu można sobie zadać pytanie - "serio, czy porównywanie nowego produktu, o którym prawie nic jeszcze nie wiemy i który jeszcze w ogóle nie wyszedł na rynek, do tych nam znanych ma jakikolwiek sens?" Odpowiedź na nie proponuję już pozostawić już uczciwości każdego z osobna. Fakt, klubowicze w Polsce już niejeden raz przejechali się na "uczciwości pewnych agencji", ale skreślanie z góry każdego nowego projektu nigdy nie wyjdzie na zdrowie rodzimej scenie eventowej. To właśnie między innymi brak zaufania do nowych marek przyczynia się do odwoływania imprez, tak więc dochodzimy do kuriozalnej sytuacji, w której klubowicz boi się zakupić bilet na event "A", ponieważ już kiedyś "przejechał się" na innej firmie, która organizowała event "B", przyczyniając się przy tym bezpośrednio do odwołania zupełnie nowego projektu "A". Co ciekawe wszyscy narzekamy później na stan polskiej sceny i rodzime produkcje na rynku eventowym, porównując je z tymi zagranicznymi (przeważnie czeskimi, bądź holenderskimi). Jakby nie patrzeć, każda marka musi kiedyś wystartować i bez wsparcia klubowiczów ma bardzo nikłe szanse na dalszy rozwój, który zresztą jest kluczem do podniesienia poziomu i rozmachu wydarzeń.
Rozmach rozmachem, ale czym byłby event bez odpowiedniego line'upu?
I tutaj pojawia się kolejny problem, ponieważ booking większych nazwisk dla nowych agencji z Polski (która jest czarną strefą w oczach mgmt'ów) jest prawie niemożliwy. Powoduje to niestety przykry fakt, iż w ostatnim czasie, zbyt wiele imprez było albo odwoływanych w całości, albo miało zamykane bookingi części artystów na kilka dni przed samym wydarzeniem. Jeśli już jesteśmy przy line-upie, to warto od razu poruszyć temat time-table, ponieważ zdecydowana większość osób nie zdaje sobie sprawy z tego jak wygląda jego przygotowanie. Otóż tak naprawdę pierwszeństwo mają zapisy kontraktowe i konkretne ustalenia mgmtów poszczególnych artystów, a wszelkie zmiany muszą być zatwierdzane przez wszystkich agentów (loty które mogą się zmienić nawet w ostatniej chwili dodatkowo tylko komplikują sprawę). To sprawia, że ma się wyjątkowo małe pole do manewru i może dojść do sytuacji w której trzeba wybrać mniejsze zło - narażenie się na oburzenie ludzi i uszczerbek na wizerunku przedsięwzięcia, albo złamanie warunków kontraktowych, które może doprowadzić nawet do odwołania artysty. W takim wypadku wybór staje się dla większości chyba niemal oczywisty.
Kolejną kwestią, którą muszę poruszyć w tym tekście jest coś, co może wywołać sporo kontrowersji pośród samych zainteresowanych, a mowa będzie o współpracy pomiędzy agencjami.
Może lepiej zacząć od tego jak to wygląda na zachodzie - otóż powszechnie stosowaną i wyjątkowo egzotyczną techniką, jak na nasze rodzime warunki jest... po prostu wzajemna pomoc i szeroko pojęta współpraca. To się zresztą tyczy nie tylko rynku eventowego, ale ogólnie całego rynku EDM, ze współpracą pomiędzy artystami na czele. Oczywiście nie jest tak, że w Polsce nie ma nikogo, kto wspierałby nowo powstające projekty, ale o tym za chwilę - albowiem zacznę od tych negatywnych form "kooperacji".
Konkurencja w Polsce potrafi zaserwować nam szereg gorących wrażeń i niezapomnianych atrakcji, od podkradania bookowanych artystów w fazie negocjacji, do podpłacania odpowiednich ludzi w odpowiednich miejscach, którzy potrafią bardzo skutecznie uniemożliwiać i przeciągać pozyskanie sponsorów i potrzebnych zezwoleń.
Jedną z ciekawszych form straszenia osób wchodzących na rynek, są sygnały o możliwym telefonie do Hali podczas samej imprezy, z informacją jakoby na jej terenie znajdowała się bomba. Inną wyjątkowo ohydną praktyką są telefony z informacjami, że ktoś miałby wpaść na samą imprezę i zrobić krzywdę jej uczestnikom. Oprócz tak spektakularnych form umilania życia, na co dzień możemy zmagać się również z negatywnymi komentarzami pisanymi z podstawionych kont "duchów", podkradaniem pomysłów na publikacje promujących imprezy, bądź po prostu samych, oczywiście odpowiednio "okrojonych" pomysłów na "show". No ale jak ludzie zobaczą, że u konkurencji było "to samo" i była przysłowiowa "lipa", to przypuszczają, że skoro Ci drudzy robią coś bardzo podobnego, to na ich imprezie pewnie będzie równie słabo. Tak więc jakby nie patrzeć, jest to dość skuteczny sposób na antyreklamę konkurencji. Szkoda jednak tylko, że jest on bardzo dziurawy (w końcu takim działaniem zaniżamy opinie przede wszystkim o własnej agencji)... Te przykłady mogą brzmieć dość lakonicznie, ale mnogość nerwów i stresu jaki towarzyszy przy każdej takiej "akcji" jest nie do opisania, a za dowód mogą posłużyć puste opakowania po lekach uspokajających. Człowiek nawet nie wie o co dokładnie bać się najbardziej - o siebie, o projekt i pieniądze, które może łatwo stracić, o ludzi z którymi współpracuje, czy o zdrowie imprezowiczów, których miałby najzwyczajniej na sumieniu.
Mimo wszystko, tak jak już wspominałem wcześniej, występują też i pozytywne przykłady agencji, które potrafią wykazać się naprawdę dobrą wolą i wspomóc raczkujący projekt. Oczywiście wiadomo, że nikt nie robi nic za darmo, ale współpraca na zasadzie "ja Tobie, a ty mi", jest w tej branży chyba najzdrowszą formą kooperacji, bo jakby nie patrzeć prowadzi do wspólnej korzyści i podnoszenia jakości całej rodzimej sceny eventowej. Zdarzają się również i takie firmy, które co prawda dystansują się od podejmowania bezpośredniej współpracy, ale dzielą się podstawowymi informacjami na temat swoich planów, tak aby brać je pod uwagę przy produkcji własnych imprez i tym samym nie wchodzić sobie w drogę. Mimo tych pozytywnych aspektów, nadal pozostaje niesmak po wyjątkowo ohydnych zagrywkach nieuczciwej konkurencji, która na całe szczęście pozostaje mniejszością wśród polskich agencji.
Na zakończenie chciałbym podkreślić, że zdaję sobie sprawę z tego, że ten artykuł pomimo tego iż specjalnie pominąłem nazwy konkretnych firm, może wywołać pewne zamieszanie w branży, ale zdecydowałem się na złamanie tabu i ujawnienie tego jak wygląda organizacja imprez masowych w Polsce od podszewki. Po prostu taki już jestem i mówię otwarcie o tym co leży mi na sercu, a biorąc pod uwagę fakt, że niemal od samego początku wywoływałem swoją osobą kontrowersje, tym bardziej postanowiłem pokrótce opisać jak wygląda ten biznes - w końcu niewiele mam do stracenia, a być może uda mi się komuś pomóc w podjęciu decyzji czy warto zaczynać prace nad własnymi projektami. Na samym końcu w kontraście do reszty artykułu, chciałbym jeszcze tylko podziękować firmom, dzięki którym pomimo wielu przeciwnościom i problemom udało się stworzyć projekt, który odcisnął się na kartach historii polskich imprez masowych, a były to przede wszystkim Visual Sensation, Soundtrade, Sound & Lights Service, Survimed, Rak Service i Bess-Art."
http://www.up.4clubbers.pl/out.php/i37334_salamandra.jpg
Pierwsze problemy zaczęły się już w momencie publikacji pierwszych informacji dotyczących eventu. Można by powiedzieć, że nie było to nic poważnego, bo tyczyło się to tylko negatywnych i niekiedy totalnie absurdalnych komentarzy na forach internetowych, jak chociażby doszukiwanie się związku marki EMF z inną, podobnie brzmiącą czy też porównywania do innych, działających już na polskim rynku agencji. Tak z perspektywy czasu można sobie zadać pytanie - "serio, czy porównywanie nowego produktu, o którym prawie nic jeszcze nie wiemy i który jeszcze w ogóle nie wyszedł na rynek, do tych nam znanych ma jakikolwiek sens?" Odpowiedź na nie proponuję już pozostawić już uczciwości każdego z osobna. Fakt, klubowicze w Polsce już niejeden raz przejechali się na "uczciwości pewnych agencji", ale skreślanie z góry każdego nowego projektu nigdy nie wyjdzie na zdrowie rodzimej scenie eventowej. To właśnie między innymi brak zaufania do nowych marek przyczynia się do odwoływania imprez, tak więc dochodzimy do kuriozalnej sytuacji, w której klubowicz boi się zakupić bilet na event "A", ponieważ już kiedyś "przejechał się" na innej firmie, która organizowała event "B", przyczyniając się przy tym bezpośrednio do odwołania zupełnie nowego projektu "A". Co ciekawe wszyscy narzekamy później na stan polskiej sceny i rodzime produkcje na rynku eventowym, porównując je z tymi zagranicznymi (przeważnie czeskimi, bądź holenderskimi). Jakby nie patrzeć, każda marka musi kiedyś wystartować i bez wsparcia klubowiczów ma bardzo nikłe szanse na dalszy rozwój, który zresztą jest kluczem do podniesienia poziomu i rozmachu wydarzeń.
Rozmach rozmachem, ale czym byłby event bez odpowiedniego line'upu?
I tutaj pojawia się kolejny problem, ponieważ booking większych nazwisk dla nowych agencji z Polski (która jest czarną strefą w oczach mgmt'ów) jest prawie niemożliwy. Powoduje to niestety przykry fakt, iż w ostatnim czasie, zbyt wiele imprez było albo odwoływanych w całości, albo miało zamykane bookingi części artystów na kilka dni przed samym wydarzeniem. Jeśli już jesteśmy przy line-upie, to warto od razu poruszyć temat time-table, ponieważ zdecydowana większość osób nie zdaje sobie sprawy z tego jak wygląda jego przygotowanie. Otóż tak naprawdę pierwszeństwo mają zapisy kontraktowe i konkretne ustalenia mgmtów poszczególnych artystów, a wszelkie zmiany muszą być zatwierdzane przez wszystkich agentów (loty które mogą się zmienić nawet w ostatniej chwili dodatkowo tylko komplikują sprawę). To sprawia, że ma się wyjątkowo małe pole do manewru i może dojść do sytuacji w której trzeba wybrać mniejsze zło - narażenie się na oburzenie ludzi i uszczerbek na wizerunku przedsięwzięcia, albo złamanie warunków kontraktowych, które może doprowadzić nawet do odwołania artysty. W takim wypadku wybór staje się dla większości chyba niemal oczywisty.
Kolejną kwestią, którą muszę poruszyć w tym tekście jest coś, co może wywołać sporo kontrowersji pośród samych zainteresowanych, a mowa będzie o współpracy pomiędzy agencjami.
Może lepiej zacząć od tego jak to wygląda na zachodzie - otóż powszechnie stosowaną i wyjątkowo egzotyczną techniką, jak na nasze rodzime warunki jest... po prostu wzajemna pomoc i szeroko pojęta współpraca. To się zresztą tyczy nie tylko rynku eventowego, ale ogólnie całego rynku EDM, ze współpracą pomiędzy artystami na czele. Oczywiście nie jest tak, że w Polsce nie ma nikogo, kto wspierałby nowo powstające projekty, ale o tym za chwilę - albowiem zacznę od tych negatywnych form "kooperacji".
Konkurencja w Polsce potrafi zaserwować nam szereg gorących wrażeń i niezapomnianych atrakcji, od podkradania bookowanych artystów w fazie negocjacji, do podpłacania odpowiednich ludzi w odpowiednich miejscach, którzy potrafią bardzo skutecznie uniemożliwiać i przeciągać pozyskanie sponsorów i potrzebnych zezwoleń.
Jedną z ciekawszych form straszenia osób wchodzących na rynek, są sygnały o możliwym telefonie do Hali podczas samej imprezy, z informacją jakoby na jej terenie znajdowała się bomba. Inną wyjątkowo ohydną praktyką są telefony z informacjami, że ktoś miałby wpaść na samą imprezę i zrobić krzywdę jej uczestnikom. Oprócz tak spektakularnych form umilania życia, na co dzień możemy zmagać się również z negatywnymi komentarzami pisanymi z podstawionych kont "duchów", podkradaniem pomysłów na publikacje promujących imprezy, bądź po prostu samych, oczywiście odpowiednio "okrojonych" pomysłów na "show". No ale jak ludzie zobaczą, że u konkurencji było "to samo" i była przysłowiowa "lipa", to przypuszczają, że skoro Ci drudzy robią coś bardzo podobnego, to na ich imprezie pewnie będzie równie słabo. Tak więc jakby nie patrzeć, jest to dość skuteczny sposób na antyreklamę konkurencji. Szkoda jednak tylko, że jest on bardzo dziurawy (w końcu takim działaniem zaniżamy opinie przede wszystkim o własnej agencji)... Te przykłady mogą brzmieć dość lakonicznie, ale mnogość nerwów i stresu jaki towarzyszy przy każdej takiej "akcji" jest nie do opisania, a za dowód mogą posłużyć puste opakowania po lekach uspokajających. Człowiek nawet nie wie o co dokładnie bać się najbardziej - o siebie, o projekt i pieniądze, które może łatwo stracić, o ludzi z którymi współpracuje, czy o zdrowie imprezowiczów, których miałby najzwyczajniej na sumieniu.
Mimo wszystko, tak jak już wspominałem wcześniej, występują też i pozytywne przykłady agencji, które potrafią wykazać się naprawdę dobrą wolą i wspomóc raczkujący projekt. Oczywiście wiadomo, że nikt nie robi nic za darmo, ale współpraca na zasadzie "ja Tobie, a ty mi", jest w tej branży chyba najzdrowszą formą kooperacji, bo jakby nie patrzeć prowadzi do wspólnej korzyści i podnoszenia jakości całej rodzimej sceny eventowej. Zdarzają się również i takie firmy, które co prawda dystansują się od podejmowania bezpośredniej współpracy, ale dzielą się podstawowymi informacjami na temat swoich planów, tak aby brać je pod uwagę przy produkcji własnych imprez i tym samym nie wchodzić sobie w drogę. Mimo tych pozytywnych aspektów, nadal pozostaje niesmak po wyjątkowo ohydnych zagrywkach nieuczciwej konkurencji, która na całe szczęście pozostaje mniejszością wśród polskich agencji.
Na zakończenie chciałbym podkreślić, że zdaję sobie sprawę z tego, że ten artykuł pomimo tego iż specjalnie pominąłem nazwy konkretnych firm, może wywołać pewne zamieszanie w branży, ale zdecydowałem się na złamanie tabu i ujawnienie tego jak wygląda organizacja imprez masowych w Polsce od podszewki. Po prostu taki już jestem i mówię otwarcie o tym co leży mi na sercu, a biorąc pod uwagę fakt, że niemal od samego początku wywoływałem swoją osobą kontrowersje, tym bardziej postanowiłem pokrótce opisać jak wygląda ten biznes - w końcu niewiele mam do stracenia, a być może uda mi się komuś pomóc w podjęciu decyzji czy warto zaczynać prace nad własnymi projektami. Na samym końcu w kontraście do reszty artykułu, chciałbym jeszcze tylko podziękować firmom, dzięki którym pomimo wielu przeciwnościom i problemom udało się stworzyć projekt, który odcisnął się na kartach historii polskich imprez masowych, a były to przede wszystkim Visual Sensation, Soundtrade, Sound & Lights Service, Survimed, Rak Service i Bess-Art."