- Żyć dzisiaj za brutto 1300, a więc za niewiele ponad 1000, czasami mniej niż za 1000 zł miesięcznie utrzymać rodzinę, to jest naprawdę mistrzostwo świata. Tego, podejrzewam, że żaden polityk nie byłby w stanie zrobić, więc nie ma się co dziwić, że jest to żądanie podniesienia (płacy minimalnej - red.). Każdy chce żyć godnie – tak Beata Kempa skomentowała protesty związkowców w programie "Gość Wydarzeń" w Polsat News.
Polityk Prawa i Sprawiedliwości stwierdziła, że "Polakom mówi się o tym, że mają ponosić koszty transformacji. Tylko tak naprawdę wąska grupa nie musi tego robić. Dlatego ja nie dziwię się protestom".
Zdaniem posłanki PiS "zawsze wtedy, kiedy tak naprawdę brakuje troszeczkę dialogu z władzą i dbałości tej władzy o zwykłego obywatela, wtedy niestety te protesty kończą się na ulicy. To jest przykre, bo to jest też taka forma, której na pewno ci ludzie nie chcą, ale nie mają innego sposobu dzisiaj żeby zamanifestować to z czym się nie zgadzają".
Dla Beaty Kempy "najgorsze jest to, że dzisiaj rząd pozostaje głuchy na przede wszystkim kwestie związane z podniesieniem jednak, a nie obniżaniem, tak jak z tym do tej pory mamy do czynienia. Podniesieniem nakładów na aktywne formy zwalczania bezrobocia. To jest dzisiaj niezwykle ważne, szczególnie tez dla osób młodych, które ubiegają się o staże".
Według posłanki jeżeli narodowi żyje się źle i musi wychodzić na ulice, to jest porażka państwa i porażka władzy.
- Władza nie powinna być tylko dla władzy, tylko właśnie dla tego, aby rozwiązywać te problemy, które czasami przynoszą również zjawiska światowe, stosunki międzynarodowe, zjawiska związane z kryzysem - dodała Beata Kempa w Polsat News.