Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg) - Strona 126 - Forum 4CLUBBERS.PL
Wróć   4CLUBBERS.PL > Strefa Informacji Muzycznej > Imprezy Klubowe & Festiwale > Archiwum Imprez

Szczegóły wątku: Autorem wątku jest: Sanbit
Temat ma 1279 komentarzy i 305153 odwiedzin. Ostatni komentarz napisano 04-11-2012 (18:49).

Tags: , , , , , , , , , ,


Lista oznaczonych użytkowników


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2012, 17:23   #1251
<b>Be Psychedelic!</b>
  
 
acidelic's Avatar
 
Dołączył/a: 29 Jul 2011
Miasto: Lasy, pola, łąki.. :)
Postów: 2 063
Tematów: 254
Podziękowań: 1 844
THX'ów: 2 431
Imię: Ewelina
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 0
Plusów: 35 (+)
acidelic 35
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Sunrise Festival 2012 – Relacja

Day 1

Ciężko jest opisać te kilka dni, w których tyle się działo, nie za bardzo wiem, od czego mam zacząć, więc zacznę od początku. Ostrzegam, relacja będzie obszerna i szczegółowa, ze względu na moje zamiłowanie do pisania.
Przygotowanie do pierwszej imprezy zajęło mi sporo czasu. Ubrać się, uczesać, umalować… To trwa. Zaczęłam się szykować o 15:30. Efekt końcowy przedstawiał się tak: koszulka z Sunrise z kwiatowym motywem ‘X’, łososiowe leginsy, adidasy. Włosy związane w wysoką kitkę. Może ktoś z czytających, a wczesniej obecnych na Sunrise mnie nawet widział, bo byłam ufarbowana na turkusowo. Gotowa do rozpoczęcia najpiękniejszej przygody w tym roku, obrałam kierunek amfiteatr i ruszyłam.
W ośrodku miałam warunki takie, jakie miałam. Nie owijając w bawełnę – patologia. Zimno, wilgoć, małe domki. Ale było strasznie blisko na Sunrise. Szło się za płotem ośrodka, potem przez park kilkoma ścieżkami i już znajdowałam się na miejscu. Gdybym miała wybierać drugi raz, wzięłabym to samo zakwaterowanie. W końcu nie przyjechałam tam byczyć się w pięciogwiazdkowym hotelu, tylko na SF. Ludzie, z którymi się umówiłam bądź których zapoznałam w czasie trwania eventu, mieli nieraz kwatery na drugim końcu Kołobrzegu. Musieli dojeżdżać autobusem lub samochodem, a w wypadku tego drugiego środka transportu z miejscami parkingowymi było kiepsko.
Koniec rozwodzenia się nad kwestiami czysto organizacyjnymi i przygotowawczymi. Na miejsce dotarłam kilkanaście minut po 17, kolejka była gigantyczna. W dodatku zaczęli wpuszczać ludzi dopiero około 17:40, nie wiem skąd się wzięła taka obsuwa w czasie. Przeszukali torby, odbiłam karnet i już byłam na miejscu. Tu jeszcze musze poruszyć kwestię zabierania żywności i napojów. Że jedzenie skonfiskują, to jeszcze rozumiem, bo liderzy mogą w tym coś przeszmuglować. Ale butelki z wodą!? Kpina! Prawda jest taka, że większość rzeczy zabierali nie dla bezpieczeństwa, tylko po to, żeby ludzie nie mieli i kupowali na miejscu po horrendalnych cenach. Nawet gumy do żucia kazali wyrzucać. No dobra, powiedzmy, że dlatego, żeby ludzie nie wypluwali ich na podłogę i żeby potem tony tego przeżutej masy nie przyklejały się do butów. Ale tą wodą byłam oburzona. Jakoś na Dancetination nie robili takich problemów. W stoiskach na SF butelka niegazowanej mineralki kosztowała 6 zł pierwszego dnia, podczas 2 następnych 8 zł. Chore, ale co zrobić.
Na miejscu spotkałam się z Damianem (Panuś) i jego kolegą. Szybkie rozeznanie w terenie przed rozpoczęciem imprezy, rozeznałam się co jest gdzie, bo był to mój pierwszy raz na Sunrise. Na początku eventu poszłam na parking, gdzie grał Radi S., zaczął ładnie kawałkiem EDX – Sunset Miracles, potem zaczął solić jakieś pseudoelectro, to zmyłam się na Westbama. Interesuje mnie głównie Trance, także to całkiem nie moje klimaty, ale gość zagrał dobrego seta w swoim stylu. Nawalało jak trzeba, poskakać było można. Chociaż z tańcem dawkowałam przez pierwsze sety, żeby oszczędzać nogi na dalsze i lepsze.
Następnie znalazłam się z powrotem na parkingu, gdzie grał jakiś Erwin, nie znam kolesia, zagrał średnio, taki set akurat na rozgrzewkę. Poleciało Arty & Mat Zo – Mozart, coś od Hardwella, bodajże Spaceman i kilka innych kawałków – ogólnie dużo progressive i electro. Jak to na każdym evencie, pierwsze sety są bardziej na przeczekanie.
Cała zabawa zaczęła się od 4 Strings. Pierwszą częśc seta zagrali w swoim obecnym stylu, czyli trochę współczesnego Trance, trochę trouse i trochę prog house. Niektórych kawałków dało się słuchać, nawet do nich potańczyć. Z tej pierwszej części pamiętam jedynie, że zapodali swój nowy kawałek, Cheesecake. Za to w pewnym momencie przestali solić crapy, włączyli muzę od nowa, nie robiąc przejścia i od tej pory grali klasyki oraz inne świetne produkcje. Zapodali Take Me Away, Safe From Harm, Andain – Beautiful Things w jakimś remixie bądź mashupie, oraz wiele innych, których nie pamiętam lub nie rozpoznałam. W każdym razie ta część ich występu była przepiękna. Pierwszą częśc seta 4 Strings oceniam na 3/10, drugą na 10/10, średnio wychodzi 6,5/10.
O 21:30 zaczął się najlepszy set tej nocy, a zagrał go DJ Kris, twórca i organizator Sunrise Festival. Było tak cudnie chyba z okazji 10 edycji SF. Półtorej godziny walił same klasyki i najlepsze produkcje ostatnich lat. Wiele pięknych momentów przeżyłam na tym secie, wielu niesamowitych uczuć doznałam. Kilka razy mało się nie popłakałam. Leciało kilka znanych klasyków, jeden za drugim, myślałam że oszaleję ze szczęścia. Z nowszych puścił Bander van Doorn – Koko (ach, to gwizdanie, mimo że nie było słychać), Fafaq – The Step i Opus Magnum. Na sam koniec zagrał ‘hymn wszechczasów’ jak to sam określił, czyli Andain – Beautiful Things (Gabriel & Dresden Unplugged Mix). Śpiewałam na cały głos z całą resztą tłumu, łezka mi się w oku kręciła i czułam, że w takie dni jak te podczas Sunrise na świecie rzeczywiście są ‘so many beautiful things’. Wcześniej jeszcze przewinęło się Silenie w jakimś remixie. Set Krisa dostaje ode mnie mocne 10/10 z czystym sumieniem.
Po twórcy Sunrise za konsoletą pojawił się Ferry Corsten. Zagrał tak jak się spodziewałam – trałsoelectropodobne crapy od czasu do czasu poprzetykane lepszymi produkcjami. Z fajniejszych poleciało Check It Out, Feel It (super się skakało do obu, mają w sobie tą moc), Punk w remixie Arty’ego (wielki plus za ten kawałek), Loops & Tings (podoba mi się w tym główny motyw, ale nie lubię tego przejścia, które brzmi jak dźwięk wydawany przez sokowirówkę) i na sam koniec Not Doming Down z Betsie Larkin z ostatniego albumu Ferry’ego (breakdown z wokalem Betsie wywołał we mnie piekne uczucia, aż się zasłuchałam, mimo że z powodu nagłośnienia był lekko zniekształcony). Szlag mnie trafia, że Ferry nie zagrał Brute, miałam wielką nadzieję usłyszeć to na żywo w jego secie, najlepiej w wersji z werblami z Asota 550. Za to nie mogło się obyć bez je*anego debox Ozcana, który to kawałek jest dla mnie crapem roku numer 2. Jeszcze tylko defjużyn brakowało i byłby komplet. Tłum oczywiście skakał jak opętany i dziwić się, że DJ’e staczają się z Trance do electrodubstepotrałsów, skoro ludzie to łykają. Publiczność się bawi, to dobry znak, można upychać shity dalej. Taa, po pięciu piwach do wszystkiego się poskacze. Kwestię plebsu, tak popularnego na tego rodzaju eventach, poruszę później. Set Ferry’ego otrzymuje ode mnie zwykłe 4/10.
30 minut po północy, pomiędzy setami Corstena i PvD, odbył się pokaz fajerwerków. Genialnie to wyszło, organizatorzy idealnie zgrali wszystko w czasie i efekt był niesamowity. Patrzyłam w niebo oczarowana. W tle leciała delikatna muzyka, jakby przedłużone intro. Sunrise = uczta dla oczu i uszu, ba, dla wszystkich zmysłów. Dla ścisłości, specjalnie zrobione intro leciało przed każdym setem. Było dość ładne, przydługie, ale grało na emocjach.
Po fajerwerkach wszedł Paul van Dyk. Jego muzyczna ‘ewolucja’ była słyszalna w jego secie, szkoda tylko że nie robi ona pozytywnego wrażenia, wręcz przeciwnie. Po kilku pierwszych trackach poszłam stamtąd, takie crapy solił. Przez większośc seta przebywałam gdzie indziej, ale z tego co słyszałam kawałkami, nie poprawiło się. Zamiast tkwić na parkingu, poszłam trochę do amfiteatru, wysłuchałam Megamixu, nawet nieźle to wyszło. Na set PvD wróciłam jedynie na końcówkę. Dobrze zrobiłam, bo jako ostatni kawałek poleciało Home w Club Mixie, cudny klasyk. To się chwali i dlatego za seta dam 1/10. W sumie dość śmiesznie wyszło, bo na większości seta nie byłam, a zdjęcie z Paulem to sobie zrobiłam. Jak to się stało? Już opisuję. Nagle zauważyłam, że w jednym miejscu pod barierką wszyscy zaczynają się cisnąć, ‘co się dzieje?’ – myślę sobie i też się pcham zobaczyc o co kaman. Okazało się, że PvD zszedł pod barierkę, próbowałam się tam dopchać, ale nie dałam rady, taka była rzeźnia, więc spróbowałam podstępem. Wywnioskowałam, że Paul będzie szedł wzdłuż barierki, dlatego poszłam na prawie sam jej koniec, gdzie właściwie nie było ścisku, wsunęłam się pomiędzy dwóch ludzi i cierpliwie czekałam. Jako że spryt musi zostać nagrodzony, Paul van Dyk podszedł, podbiłam, czy mogę zrobić sobie z nim zdjęcie, włączyłam funkcję aparatu w Spodzie i heja. Zdjęcie wyszło w okropnej jakości, PvD jest cały czerwony a ja niebieska, będę mogła je wstawić gdziekolwiek dopiero wtedy, kiedy koleżanka graficzna zrobi z tym porządek. Ale ważne, że w ogóle jest, miło pstryknąć sobie fotkę z legendą Trance - nawet jeśli teraz poszedł w strone trouse i electro, w Trance zrobił co trzeba i nikt mu tego nie ujmie. Za to chyba zszokowały go moje włosy, bo wziął i mi je tak przetrzepał ręką, z czego później strasznie się śmiałam. Jednak turkusowe kudły sięgające za tyłek robią wrażenie.
W międzyczasie na scenę weszli Rank 1. Szczerze, spodziewałam się kolejnego trałsowego seta, jakie serwowali ostatnio. Totalnie mnie zaskoczyli, oczywiście pozytywnie: polecieli klasykami. Wiadomo, melodie były trochę zniekształcone (ach, te eventowe nagłośnienia), ale naprawde przyjemnie się słuchało i tańczyło. Zagrali m.in. swoją nową produkcję Witness, ze starszych Syfom i mega klasyk Airwave. Apropo, rozwalił mnie jeden koleś, zalany w trupa, jak poleciało Airwave to tak się biedaczek podjadał, że do końca imprezy, nawet gdy grał zupełnie kto inny, darł się na cały regulator ‘Airwave!’. Z niektórych ludzi na Sunrise naprawdę boki szło zrywać ze śmiechu. Set Rank 1 dostaje ode mnie 8/10. Jedno mi się nie podobało, mianowicie zeszli bodajże 15 minut przed czasem, w pewnym momencie odłożyli słuchawki i się ulotnili, a wszyscy ‘wtf?’.
Po przedwczesnym końcu Rank 1, puszczono 2 razy intro i za konsoletą stanął Giuseppe Ottaviani. Zagrał naprawdę porządnie. W końcu dane mi było usłyszeć trochę upliftu, czego na Sunrise zdecydowanie brakuje. Grał już o takiej godzinie, kiedy dużo ludzi zaczęło się rozchodzić, bo wymiękali. Sama byłam już trochę zmęczona, mimo że wcześniej wypiłam burna. Jak to powiedział do mnie jeden koleś, który bawił się koło mnie z paczką: ‘ciało już mówi dość, ale dusza dalej chce’. Dokładnie tak czułam, a że był Sunrise, co przecież nie zdarza się codziennie, to posłuchałam duszy. Ci co zostali, ledwo się ruszali, bardziej improwizowali niż tańczyli, tylko towarzystwo pod barierką było jeszcze rozochocone. W każdym razie podczas tego powolnego, ledwo zauważalnego w małych odstępach czasu wyludniania w trakcie setu GO, jedna osoba na pewno się nie oszczędzała. Zwłaszcza, jak poleciało Ride The Wale i Acrobaleno. Fioła dostałam wtedy kompletnego. Nogi mnie bolały jak cholera, ale skakałam, jakbym była w pełni sił. Ottaviani grał dość fajnie, z transmisji pewnie słuchałoby się tego średnio, ale na evencie jednak jest trochę inaczej. On robi tak, że gra główny motyw nuty, a potem coś w stylu techowego przejścia. Od czasu do czasu wplata normalne uplifty. Przynajmniej zagrał Trance, a nie jakieś międzygatunkowe mieszanki. Jak sobię przypomnę dawanie czadu na Acrobaleno, to mi się robi ciepło na sercu. Setowi daję 9/10, idealnie się wpasował w Sunrise’owe szaleństwo, zwłaszcza że w jego trakcie stopniowo robiło się jasno.
Po secie GO się zmyłam, nie leciało nic ciekawego, ostatnie sety były tak na wygaśnięcie, poza tym ledwo mogłam ustać na nogach po 12 godzinach tańca. Z pierwszego dnia SF zapamiętałam jeszcze jeden moment. Wracałam do kwatery przez park, dochodziłam już do ośrodka i wtedy zauważyłam wschodzące słońce (jeszcze na evencie nadchodzący dzień wydawał się wstawac pochmurny). Właśnie wtedy poczułam w sercu niezbitą pewność, że jestem właśnie na Sunrise Festival. Jak to konsekwentnie powtarzałam przez całe 10 dni: ‘dla takich chwil się żyje’.


After Party
Teraz parę słów o osławionym After Party na plaży. W tym roku zostało zorganizowane wcześniej, bo w niedziele po pierwszym dniu eventowym. Niestety miałam małą obsuwę w czasie, jeśli chodzi o dotarcie na miejsce. Planowałam być tam o 13-14, jednakże o 13 dopiero wstałam. Na afterku pojawiłam się o 15 – szkoda, jednak pod sam koniec stwierdziłam, że zabrakło mi tej godzinki, bo impreza skończyła się akurat wtedy, gdy na całego zaczęłam się wczuwać w klimat. Właśnie, ten klimat After z ludźmi bawiącymi się na plaży – coś niesamowitego i niepowtarzalnego, nigdzie indziej tego nie znajdziecie. Stanowisko DJ’skie ustawione było na molo, leciały różne hałsy, niby nie moje klimaty, ale na taką imprezę idealne. Świetnie się gibało, mam z tego fajne wspomnienia. Jednak przy okazji opisywaniu klimatu nie mogę pominąć czegoś, co zdecydowanie go psuło. Tradycyjnie oprócz normalnych ludzi, którzy przyszli się pobawić i potańczyć, na kołobrzeską plażę trafiło mnóstwo plebsu nie potrafiącego się zachować. Może i się powtarzam po raz enty, ale takie coś będę krytykować od początku do końca. Przecież to aż przykro patrzeć: zachlane lub zaćpane do nieprzytomności osobniki ledwo trzymające się na nogach, a czasem wręcz leżące bez życia na piasku wśród pustych butelek po piwie i wódce i ich równie nawalone sprzedajne dziewuchy. Ktoś powie, że za mocne słowa, ale lżejszych użyć się nie da, żeby to opisać. Takie coś istnieje, często ma miejsce na imprezach klubowych, nie ma sensu tego ukrywać, a wręcz przeciwnie – trzeba mówić otwarcie i z tym walczyć. Do klimatu After Party (bądź jego niszczenia) przyczynia się każdy. Na szczęście było tam też sporo normalnych ludzi, dzięki którym mogłam z odrazą odwrócić wzrok od plebsu i dobrze się bawić. Jeszcze jedno muszę skrytykować, mianowicie śmietnik na plaży. Kosze na smieci stały co jakiś czas w dość niewielkich odstępach, mimo to ludzie wywalali butelki po napojach i papierki po żywności prosto na piasek. I tańcz tu potem na takim wysypisku. Jeśli śmietnik nawet był przepełniony – śmieci można było ułożyć obok niego, a nie rozwalać po całej plaży. Tyle, więcej nie mam się do czego przyczepić. Więcej nie mam za bardzo co opisywać, po prostu trzeba było tam być, żeby wyczuć ten klimat i niewidzialną więź łączącą nawet obcych sobie ludzi.


Day 2
Był to najsłabszy ze wszystkich 3 dni pod względem muzycznym, ale i tak cudowny. Standardowo wyszykowałam się jak trzeba (bluzka w panterkę, czarne leginsy, włosy uczesane na głowie w 2 dobierańce i z tyłu związane w kitkę – nie wykluczone, że ktoś z czytelników mnie widział i nawet nie wiedział, że to ja). Szczęśliwa, że po tygodniu oczekiwania znowu zaczyna się to, po co tu przyjechałam, przemaszerowałam przez park do amfiteatru. Ach, to drżenie serca, kiedy znalazłam się na miejscu i znów ujrzałam tą scenę.
Pierwszego setu nawet nie opisuję, bo nie ma po co, taki był beznadziejny. Drugi set na parkingu zagrał @lex, widać że w Polsce ma niezłą propagandę, bo pod barierką tańczyła grupa ludzi w koszulkach z jego pseudo. @lex przez większośc czasu walił samym electro, dopiero pod koniec zapodał trochę kawałków, które można podpiąć pod Trance. Wielki plus za Tritonal & Kaeno – Azuca, ta nuta jest tak pozytywna, wesoła i niesie ze sobą takie pokłady radości, że ilekroć ją słyszę, na mojej twarzy pojawia się uśmiech od ucha do ucha. Idealnie nadaje się na Sunrise. Zagrał jeszcze Suddenly Sumer, niestety w remixie Heatbeat, czyli jednym słowem profanację tej jakże uroczej piosenki. Całościowo set oceniam na 3/10, bo jak na rozgrzewkę było znośnie, dało się trochę poskakać.
Po Polaku wszedł Wesz Devall, zagrał tak, jak się spodziewałam, czyli electro pierdziawki w stylu W&W. Stałam tam do czasu, gdy zagrał znienawidzone przeze mnie The Box – wtedy szlag mnie trafił i poszłam do amfi na Bingo Players. Na Wezza wróciłam pod koniec, akurat trafiłam, że zagrał Kill Of The Year, na które liczyłam podczas jego występu. Mega energiczny kawałek, dobrze się skakało do tego, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że po kilku godzinach crapów wreszcie poleciało cos normalnego. Setowi dam jakieś 2/10, troche podwyższyłam ocenę, dlatego że nie wiem, co leciało, jak mnie nie było – ktoś zarzucił informację, że Aeon Of Revenge.
Następnie miał miejsce drugi najlepszy set tego dnia, w wykonaniu Allure (dla niezorientowanych – to już nie Tiesto!). Ciekawa byłam tego występu, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać, no i teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nawet dobrze, że koleś przejął schedę po Tiesto. Fakt, za konsoletą trochę odstawiał popisówę, jarał szluga za szlugiem, takie coś trochę mnie wkurza, ale kontakt z publicznością łapał w miarę dobry, no i przede wszystkim fajnie grał. Owszem, cisnął trochę trouse i electro, w końcu to znajomek Tiesto, ale w porównaniu z innymi setami były to śladowe ilości. Za to oszalałam, gdy zapodał przecudowne Show Me The Way – mój numer 3 zeszłego roku. Darłam się na całego, a kiedy weszła główna melodia, po prostu wpadłam w euforię. Liczyło się tylko tu i teraz. Oprócz tego cudeńka zagrał jeszcze Silence (W&W vs. Jonas Stenberg Remix) – średnie odświeżenie, ale ważne, że w ogóle był klasyk; W&W – Moscow – nie jestem przekonana do tego kawałka, ale główny motyw brzmi fajnie na evencie; oraz kilka innych kawałków, które teraz wyleciały mi z głowy. Set oceniam na mocne 8/10, nie tylko ze względu na walory muzyczne, ale też dlatego, że świetnie mi się do niego bawiło. Przy okazji się pochwalę – później strzeliłam sobie fotkę z Allure. Co swoją drogą nie było trudne, bo gość latał luzem po całym evencie tej i następnej nocy.
Potem nadeszła kolej na ‘gwiazdę dnia’, czyli Dash Berlin. Wiadomo, człowiek budzący chyba największe kontrowersje na scenie Trance. Pod jego względem nie jestem ani na tak, ani na nie, nie hejtuję go zbytnio, ale też nie pochwalam nie wiadomo jak. Są lepsi, ale też i gorsi. Trzeba przyznać, niektóre kawałki są naprawde udane, a ich teksty zna większość Trance’owej społeczności – co pięknie było widać podczas tego setu, kiedy wielokrotnie wszyscy podnosili ręce do góry i śpiewali na całego. Takie chwile są przepiękne, aż się łezka w oku kręci, jak widzę tyle ludzi zjednoczonych dzięki jednemu utworowi. Fakt, tłum zebrał się ogromny, nie spodziewałam się aż takiego tłoku na Dachu. Stałam dość blisko sceny i chwilami brakowało mi powietrza. Wbrew moim przewidywaniom Dash pograł dobrze, naprawdę świetnie się słuchało, bawiło, a nawet kilka razy odleciałam. Oszczędził polskiej publice electro crapów, za to zasypał nas dashupami, które live na evencie wcale tak nie wkurzają, jak podczas słuchania transmisji. Z tego seta najbardziej zapadł mi w pamięć moment, kiedy poleciało Man On The Skyfire i w breaku wszyscy śpiewali na cały głos. Naprawdę wzruszająca chwila, tak jak mówiłam wcześniej, aż łzy w oczach stają, mam z tego nagrany filmik. Uwielbiam to na eventach – wspólne śpiewanie ogólnie znanych nut. Czasem jeszcze DJ specjalnie na kilka sekund przycisza dźwięk. Oprócz tego Dash Berlin zagrał jeszcze: Waiting w jakimś dashupie, Till The Sky Falls Down (w oryginale!), Silence In Your Heart z nowego albumu #musicislife (dopiero niedawno przekonałam się do tego kawałka), Not Giving Up On Love Armina w swoim remixie, Better Half Of Me w jakimś remixie bądź dashupie (wszyscy na to narzekają, a ja to lubię), a na samym końcu Disarm Yourself vs. Sun & Moon. Także jeśli idzie o muzykę było naprawdę ładnie. Za to sam Dash odstawiał straszną popisówę, rzucał koszulkami (to jeszcze rozumiem, bo DJ’e często gęsto tak robią, zresztą fajnie tak sobie złapać jedną, niestety mi się to jeszcze nie udało na żadnym evencie), a nawet butelkami z wodą mineralną – seryjnie, kupił 2 zgrzewki mineralki i rzucał tym do ludzi. To już była ostra przesada. Zwłaszcza dobił mnie tekst jednej dziewczyny, która złapała jedną z butelek i potem nawijała podekscytowana do koleżanki: ‘tej butelki dotykał SAM DASH BERLIN’. Po prostu nie mogłam, to niby kim ten koleś jest, jakimś wysłannikiem niebios, że trzeba czcić każdą rzecz, której dotyka? I może jeszcze całować ziemię, po której stąpa? Hahaha. Normalny człowiek, któremu czasem zdarza się zagrać ładną muzę. Nie myślałam, że Dash ma aż takich psychofanów. Jeśli chodzi o set, oceniam go na 7,5/10, naprawdę nie było źle.
Następny w timetable był Gareth Emery. Wiedziałam, że za wiele się po tym secie spodziewać nie mogę. Zostałam z ciekawości zobaczyć jak zacznie – gównianym The Saga – i jego set zdecydowałam poświęcic na odpoczynek. Kupiłam sobie burna i usiadłam na ławkach. Tam też było słychać muzykę, niestety. Jak poleciało to cholerne defjużyn – już jestem tak przewrażliwiona na punkcie tego czegoś, że rozpoznałam to od samego wstępu – to nie wyrobiłam i zmyłam się do amfiteatru. Tam akurat grał Chuckie, zapuścił seta w swoim rodzaju, nawalało jak trzeba, czasem, aż za mocno jak na mój delikatny gust. W większości grał komercyjne kawałki w ostro klubowych wersjach. Nie będę zbyt długo opisywać tego seta ani żadnego innego z amfi, ponieważ, przyznam szczerze, nie znam się zbytnio na tych rodzajach muzyki klubowej. Po Chuckie’m wszedł Sander van Doorn (ten to już tak się stoczył że dają go na scenie house). Na początku zagrał Chasin’, potem zaczął czymś nawalać, więc wyszłam stamtąd i poleciałam na końcówkę Emeryta.
Zanim przejde do dalszych setów, musze opisać klimat, jaki panował na scenie amfiteatr. Oczywiście najpierw trzeba pominąć setki nalanych żuli i ich dziwek. Kiedy już się ich wykasuje z umysłu, można zwrócić uwagę na resztę ludzi tańczących na ławkach, wczuwających się w muzykę i po prostu dobrze się bawiących. Najbardziej w amfiteatrze podobało mi się właśnie tańczenie na ławkach. Na żadnej innej imprezie tego nie ma, jest to charakterystyczne dla Sunrise. Sama też troche powybijałam na ławkach, trzeba było wykorzystac okazję. Do tego ta scena udekorowana na kosmiczną modłę… masakra. Tego się nie da opisac i przedstawić osobie, która tam nie była.
Opuściłam to świetnie zaaranżowane miejsce z muzyka w większości niestety nie w moich klimatach, dosłuchałam końcówkę Emeryta, akurat ładnie pograł. Poleciało Sanctuary (Daniel Kandi Remix) i moje ukochane Concrete Angel. Cudnie się do tego skakało i śpiewało. Seta nie oceniam, bo wyznaję zasadę, że aby coś ocenić, trzeba to usłyszeć w całości albo przynajmniej w większości.
Następny zagrał Mat Zo, cały set pełen badziewia, nie dającego się podpiąc do niczego. Tyle dobrze, że zagrał Arty & Mat Zo – Mozart, jedyna dająca się wysłuchać produkcja w całym secie. Występowi daję 0,5/10. Nawet nie mam się co więcej rozpisywać.
Po Zo weszli Stoneface & Terminal i swoim występem totalnie mnie zaskoczyli. Nie przepadam za ich nowymi produkcjami, wciskają jakieś electro i dubstepy gdzie się da. Jeśli idzie o produkcję to się stoczyli, ale kiedy spojrzeć na didżejowanie… no kurczę, set dnia na Sunrise. Nawet to, że zagrali Here Cymes The Sun, Leasing Earth i Beat By Beat (S&T Remix) – ich nowe kawałki, których nie znoszę – nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, całkiem fajnie mi się tańczyło, bo najgorsze momenty zostały zniekształcone przez nagłośnienie i nie było ich słychać. Ogromny plus za to, że zapodali Vada – Fire In The Sky (Stoneface & Terminal Remix), którym zasłuchiwałam się swego czasu zaraz po relku. Drugi plus za Night The Fire w ich remixie. Ponadto grali mnóstwo ciekawych utworów, których z tytułu nie podam (z tracklistowaniem było ciężko przez typowe dla eventów zniekształcające nagłośnienie), przewinęło się nawet trochę upliftu i ponoć ich nowa produkcja (tak powiedzieli później). Muzycznie zwróciłam uwagę na set raczej w całości niż na pojedyncze utwory – wszystko idealnie ze sobą współgrało i dawało niesamowity efekt. Szalałam i tańczyłam bez wytchnienia od początku do końca. Jednak co mnie najbardziej uderzyło, to ich zachowanie za konsoletą i świetny kontakt z publicznością. Grali z naturalnym uśmiechem na ustach, nie ze sztucznym grymasem przytwierdzonym do twarzy, jak niektórzy. Ta naturalnośc i to, że cieszą się z tego, że grają, aż biła po oczach. Nie odstawiali popisówy jak np. Dash ani nie odbębnili swojego skupieni wyłącznie na pokrętłach konsolety. Takich DJ’ów po prostu chce się słuchać i na nich patrzeć. Może trochę przesadzam z tymi zachwytami, ale obecnośc na tym występie to naprawdę była czysta przyjemność. Mieli kontakt z publicznością do tego stopnia, że ktos napisał na kartce tytuł utworu i pokazał im, a jeden z nich pokiwał głową i chyba to zagrali, choć głowy nie dam, bo nie wiem, co było napisane na tej kartce, ale wydaje mi się że tak. W pewnym momencie jeden z nich stanął na konsolecie, co zawsze mnie rozwala. Ogólnie set dostaje ode mnie mocne 9/10, byłam pod wrażeniem. Potem poszłam z kolegą pod bramkę, którą wychodzą DJ’e (dobrze zawczasu dostać cynk do takich miejsc) i tam spotkaliśmy Stoneface & Terminal. Powtórzę jeszcze raz, mega pozytywni ludzie. Nie gwiazdorzą, nie zadzierają nosa. Normalne osoby, tyle że grają fajną muzę. W ten sposób traktuję wszystkich DJ’ów. Z S&T zrobiłam sobie zdjęcie, bo jakże by inaczej. Chyba powoli powinnam zakładać kolekcje fotek z DJ’ami, haha. Rozwalili mnie, kiedy poprosiłam kolegę, żeby zrobił drugie zdjęcie (na wszelki wypadek, gdyby pierwsze nie wyszło), a jeden z nich próbował to powtórzyć. Myślałam, że padnę. Ogólnie mam świetne wspomnienia z ich setu i ze spotkania przed bramką. Napomknę jeszcze, że zanim oni wyszli, natknęłam się na Allure (o co, jak już wspomniałam wcześniej, nie było trudno) i właśnie wtedy strzeliłam sobie z nim fotkę.
Ostatni piątkowy set, czyli Adam Kancerski. Poszłam na niego, bo miałam nadzieję, że usłyszę genialne It Takes Time i trochę upliftu w tym stylu. Niestety, kolejny utalentowany Polak zszedł na zła drogę. Poszedł za Nitrousem do Anjuny i się ‘zandżunił’. Naprawdę szkoda, bo ma talent do upliftu. Set zagrał taki sobie, dużo ‘hiciorów’ Anjuny. Zapodał In And Out Of Phase, ale oczywiście musiał w remixie Norin & Dziad, jakby nie było klimatycznego oryginału. Tyle dobrego, że zakończył You Got To Go (Kyau & Albert Remix), ten kawałek akurat lubię. Całościowo oceniam na 3/10, mimo wszystko dośc fajnie mi się skakało. Na wygaszenie i koniec imprezy ujdzie. Ale powtarzam, szkoda chłopaka, jak słyszę break w It Takes Time to łzy mi w oczach stają, a teraz podpiął się pod Nitrousa i razem wydają w Anjunie gówno za gównem. Co się z tymi polskimi DJ’ami dzieje, nie pojmuję.
Po zakończeniu imprezy zmyłam się do kwatery na obolałych nogach, ledwo dolazłam przez ten park. Droga na ogół wydawała się krótka, ale uwierzcie, po całonocnym imprezowaniu ciągnęła się w nieskończoność. A następnego dnia czekała mnie poprawka i to nie byle jaka.



Day 3
Nadeszła pora na opisanie dnia trzeciego i najważniejszego. Mówcie co chcecie, ale strasznie cieszyłam się na to, że zobaczę występ Armina na żywo po raz pierwszy. To było takie moje małe marzenie, odkąd zaczęłam słuchać Trance. Ale wszystko po kolei.
Przygotowanie się do Sunrise było jedną wielka tragedią. Powietrze było gorące, parne i duszne. Upał strasznie dawał się we znaki. Na miejsce dotarłam dopiero po 17:30. W końcu mogłam zaprezentować się w koszulce z ‘A State Of Trance’, do której dokompletowałam białą spódniczkę i adidasy w tym samym kolorze, włosy rozpuściłam, ale podczas imprezy często gęsto związywałam, bo najważniejszy jest nie wygląd, a dobra zabawa przy magicznej muzyce. Po przyjściu na teren Sunrise ustawiłam się na scenie parking, po jakimś czasie dołączyła do mnie koleżanka (Angelika). Także jakby komuś podczas trzeciego dnia przewinęły się dwie dziewczyny w koszulkach z ASOT-a, jedna w czarnej, druga w białej, to pewnie byłyśmy my.
Pierwszego seta z tego dnia nawet nie oceniam, bo nie ma po co. Drugi wszedł Skytech. Zaskoczył mnie negatywnie, przez większość seta zapodawał takie crapy, że wiałam stamtąd gdzie pieprz rośnie. Debox, defjużyn i jeszcze Channel 4 od Frosta. Totalnie się zawiodłam. Wszystkie możliwe najgorsze kawałki tego roku poleciały, zabrakło jeszcze Desami Emeryta i piszczącego In Your Mars w remixie Frosta. Dopiero pod sam koniec się poprawił. Zagrał przecudne Comet, Nitra – Dark Harbour, oraz kilka innych kawałków, które zwykle można usłyszeć na GDJB. Melodie znane, ale standardowo tytuły wyleciały mi z głowy. What’s Wrong chyba też się przewinęło. Szkoda, że zaczął grać lepiej akurat w takim momencie, kiedy już spisałam set na straty, siedziałam z koleżanką na ławkach i szamałyśmy zapiekanki. Dopiero, gdy skończyłam, mogłam iść potańczyć pod koniec. Set oceniam na 2/10, nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.
Kolejny występ to następny Polak, Fafaq. Rozpoczął Opus Magnum, a jakże by inaczej. W końcu to on jest odpowiedzialny za stworzenie tego energicznego i całkiem ładnego hymnu Sunrise 2012. Dalej grał takie pomieszanie progressive house z electro house, ale… podobało mi się jak nie wiem co. Czułam się, jakbym Hardwella słyszała. Akurat jego uwielbiam, więc jak Fafaq zaczął dawać w podobnych klimatach, bawiłam się jak oszalała. Jedyne, czego mi trochę brakowało, to swego czasu ubóstwiane przeze mnie Carimucho, najlepsza produkcja od Fafaqa eter, ale nie robiłam sobie nadzie, że to poleci. Set dostaje ode mnie mocne 7/10, naprawdę świetnie się go słuchało i do niego tańczyło. Wielki ukłon w stronę Fafaqa za ten ‘hardwellowaty’ set.
Potem, że tak to określę, nastąpiła długa przerwa na scenie parking. Najpierw grał Jochen Miller, następny mistrz crapów z pogranicza, a po nim pewien osobnik, którego skrzętnie zamazałam w swoim timetable i nawet nie chce mi się o nim wspominać. W tym czasie wraz z koleżanką zrobiłyśmy sobie przerwę. Wpadłyśmy do amfiteatru, posłuchałam trochę, jak grał Wally Lopez. House dla typowych fanów tego gatunku EDM. Po nim wszedł Jordy Dazz i zaczął nawalać, poprawcie mnie jeśli się mylę, tech house, przynajmniej tak mi to brzmiało. Akurat tech house moje uszy nie wytrzymują, więc się stamtąd zmyłam. Trochę posiedziałyśmy na ławkach pod parasolami, pogadałyśmy. Komuś może wydawać się to nudne – otóż nic bardziej mylnego. Jasne, jak plebs ochleje się piwska i wywija na ‘densflorze’ do byle gówna… a gdzieś tak między północą a 1:00 ochroniarze wynosza go zalanego w trupa za bramę (to nie jest wyssane z palca, kilka takich przypadków się zdarzyło). Mnie takie coś nie jara i nie potrafię tańczyć do byle czego. Wolę z kimś porozmawiać o fajnej muzyce. Powtórzę jeszcze raz: DJ’e nie staczaliby się, gdyby bezmózgi tłum nie leciał na wszystko, co oni zagrają. Którykolwiek wyskoczy z dajmy na to takim The Box (nie dośc, że crap to jeszcze najbardziej ograny w tym sezonie), widzi, że ludzie szaleją, to gra to na kolejnym evencie, i na następnym… a inni idą w jego ślady bo widzą, że to się przyjmuje. Tyle jest na różnych forach wielkich narzekadeł, które tak łakną prawdziwego Trance… A jak przychodzi co do czego, to prześcigają się w skakaniu jak najwyżej do byle ‘pstryk pstryk wiertu wiertu’. A nawet ci, co nie cierpią shitu, to idą za ogółem, bo ‘głupio tak stać jak cielaki’. Nosz kurde, to już, za przeproszeniem, stójcie jak te cielaki, przynajmniej DJ’e będą widzieć, że byle chłam się nie podoba i może da im to do myślenia. Oni grają coraz gorzej za ‘namową’ publiki, nie dzieje się to samo z siebie. Ja, kiedy ktokolwiek zapuścił utwór, którego nie znoszę, twardo stałam w miejscu i jeszcze się krzywiłam. Nie toleruję gówna i tyle. A można ładnie zagrać? Można, co udowodniło kilku DJ’ów na Sunrise.
O północy wpadłyśmy znów do amfiteatru, tym razem na Chrisa Lake’a. Źle nie zagrał, typowo dla tej sceny, wielki plus się należy za Sundown. Wyszłyśmy stamtąd kilka minut wcześniej, żeby przypuścić atak na parking i dopchać się na Armina pod barierkę. Niestety, to równało się z usłyszeniem końcówki seta tego… , ale czego się nie robi dla zobaczenia Armina live po raz pierwszy. Tak, owszem, byłam podekscytowana, pewnie niektórzy mnie za to wyśmieją, ale – Trance’owcy, przypomnijcie sobie swój pierwszy raz, kiedy szliście na występ AvB (ci co byli). Trance to muzyka oparta na emocjach i nie widzę w tym nic złego.
Żałosna karykatura człowieka skończyła swoje wypociny za konsoletą, wyczekiwany przeze mnie moment był coraz bliżej i bliżej, aż w końcu… nadszedł. Udało mi się dopchać praktycznie pod samą barierkę, stałam w drugim rzędzie, centralnie naprzeciw stanowiska DJ’a. Ścisk był niesamowity, ludzie stali praktycznie jeden na drugim. Zrobiło się ciemno. Tłum zaczął krzyczeć ‘Armin, Armin!’ , do czego wraz z Angeliką ochoczo się dołączyłyśmy. Weszło intro Sunrise, publika dosłownie oszalała. Przyznam szczerze, że sama darłam mordę jak ostatnia idiotka. Nie wiem, czy to była wina organizatorów, Armina, czy celowo zamierzony efekt, ale rozpoczął występ dopiero za drugim razem, tzn. zagrali intro, wszyscy w pisk, a tu Armina nie ma. Ludzie zaczęli się zastanawiać WAF, poleciało tak jakby drugie intro, tylko że krótsze i trochę inne ii… zaczęło się. Początek występu Armina mam nagrany, ale nie zaszkodzi mi go opisać. Światła przygasły i z oddali zaczął dobiegac do moich uszu bit, jakby się przybliżając. Na ścianie za DJ’em pokazało się odliczanie i przy bodajże numerze 32 wyskoczył Armin – wcześniej musiał kucać schowany za konsoletą. Rozpoczął badziewnym, crapowatym We Are Here To Make Some Noise w remixie Mason & Dragon, ale nie mam mu tego za złe, ponieważ jeden moment mnie rozwalił: on chyba specjalnie przerobił ten kawałek do seta, w każdym razie, jak jest ten taki skomputeryzowany wokal, to poleciało tak: ‘Sunrise! We are here to make some noise!’. Świetnie to widać i słychać pod koniec mojego filmiku. Ogólnie początkowa częśc setu Armina – kiepsko. Zagrał oba najgorsze chłamy tego roku, nie mógł się obyć bez boxów i fjużynów. Mnie oczywiście szlag trafił, ale bezmózgi tłum szalał, łyknąwszy wszystko, co ‘bóg Armin’ zapoda. Ja już dawno powiedziałam, że nie ide na takie coś, nawet jakby za konsoletą stanął papież i zagrał defjużyn, to bym go skrytykowała (nie wiem czemu akurat papież, tak mi przyszło do głowy, równie dobrze mogłaby to być królowa Anglii). Z badziewia zagrał jeszcze Żywidytłę w remixie Faila, jakby nie istniał dużo lepszy oryginał albo remix Protoculture. Tylko do tego mogę się przyczepić, teraz przechodzimy do ochów i achów. Usłyszałam naprawdę wiele kawałków, których do tej pory nie słyszałam live i chciałam poczuć, jak to jest. Początek zawierał takie uwielbiane przeze mnie utwory jak Invasion czy Fortuna. Oba kawałki mega energiczne, aż rozsadzają od środka. Skakanie na evencie do Invasion czy Fortuny – niezapomniane przeżycie. Ciężko mi opisać to, co wtedy czułam. Spełniało się jedno moje małe marzenie za drugim. Armin zapodał również 2 swoje nowe kawałki, jeszcze nie wydane, które na razie gra tylko na eventach: nadchodząca Gaia (wydaje się dużo lepsza od ‘wideł’) i najnowsza produkcja z Aną Criado. Obie premiery cudne. Btw, zagrał także Suddenly Summer w oryginale i chwała mu za to, że nie w remixie. Kolejny piękny moment – śpiewanie tekstu razem z wokalem Any, a potem szaleństwo do bitu. W międzyczasie przewinęło się jeszcze Man On The Skyfire – najbardziej ograny mashup tego roku, co nie zmienia faktu, że cudowny i break chwyta za serducho. Pamiętam, jak to weszło i ja taki szok, czy to mashup czy oryginał – bo jakby zagrał Skyfire w om to albo bym wystrzeliła w kosmos jak rakieta, albo zalałabym się łzami (breakdown), a najlepiej i jedno i drugie. Poleciał jeszcze Megalodon MaRLo i Amsterdam Orjana – ta anthemowa melodia niesamowicie brzmi na żywo. No i nadszedł czas na opisanie personalnie dla mojego serca najważniejszego momentu w tym secie. Kiedy Armin zapodał Aeon Of Revenge, wywaliło mnie na inny plan astralny. Na breaku ręcę w górę, łzy w oczach, a gdy wszedł bit… no naprawdę, inny świat otworzył przede mną swe wrota. Średnio wiedziałam, kim jestem i gdzie się znajduję, byłam tylko ja i Aeon Of Revenge, skakałam jak oszalała, czułam się wolna i chciałam, by to trwało wiecznie. Jednakże żaden utwór wiecznie lecieć nie może, więc przyszedł czas na inne nuty, również wywołujące emocje. Od Ravela poleciał jeszcze jego remix do Serenity, znów mało się nie popłakałam na środku Sunrise. Trzeci napływ łez do oczu nastąpił podczas Tuvan – ach, ten urywany wokalik… - to się nazywa czuć, że już się nie żyje, a jeszcze się nie umarło. W drugiej części seta Armin pocisnął mashupami: Fine Without You Montana, In & Out Of Raw Deal, Status Excessu D nie pamiętam z czym. Status był, widła była, Tuvan też, tylko mojej ukochanej Aishy zabrakło. Jakby to zagrał to bym odleciała i nie wróciła. Szkoda, że nigdy nie daje tego live. W drugiej połowie pograł również upliftami, za co przeogromny plus. Widać, że dostosował się do gustów Polaków. Zahaczył nawet o tech (upliftech), co mnie zszokowało. Jak weszło Stresstest O’Callaghana w John Askew Remix to dostałam fazy, skakałam tak, że mało mi nogi nie odpadły. Przed tym leciał jakis cudowny uplift, podchodził pod morela, ale nie zidentyfikowałam go. To chyba wszystko, jeśli chodzi o muzyczną zawartośc setu AvB. Na sam koniec zagrał This Night Between Us, ale to już słyszałam z oddali, gdyż wyszłyśmy z koleżanką czatować na Armina pod wyjściem dla DJ’ów. Zanim o tym, musze wspomnieć o paru pozamuzycznych aspektach tego występu. O ścisku pod barierką pisałam, ale to było normalne, tego się spodziewałam. Jako naczelna krytyczka ludzkich zachowań muszę wspomniec jeszcze o psychofaniźmie niektórych na punkcie Armina. Niestety, zetknęłam się z nim bezpośrednio, gdyż przez pierwszą część występu koło mnie stała jakaś pusta dziewucha i widac było, że ma coś nie tak z deklem. Stała? Pchała się, jakby od tego jej życie jej zależało i zachowywała się jak ostatnia idiotka. Sory, teksty w stylu ‘dajesz kochanie!’ wykrzyczane na całe gardło, to nie jest zbyt mądre. Jakaś skrajna psychofanka, w dodatku porządnie nachlana i naćpana, bo waliło od niej alkoholem i czymś jeszcze. Nie tylko ja zwróciłam na nią uwagę, chyba ze 3 osoby oprócz mnie się oburzały, ale do plastika nic nie docierało. Na szczęście w końcu się zmyła gdzieś na tyły i do końca miałam spokój. No dobra, zakłócony jednym przykrym epizodem, kiedy jakiś łysy grubas z papierochem w gębie zaczął się pchać na mnie i koleżankę, ale zaraz ostudziłyśmy jego zapały. Tak jak mówiłam, plebs jest wszędzie, nie da się go uniknąć.
Jeśli idzie o samego Armina, za konsoletą zachowywał się jak na każdym innym secie – we własnym, niepowtarzalnym stylu, robił te unikalne gesty, kontakt z publicznością miał dobry. Za to potem zrobił wszystkich w ch*ja. Specjalnie wyszłam wcześniej z koleżanką, żeby być pierwsza w kolejce pod bramką. Za nami ustawiło się sporo ludu, a Armin spier*olił tylnym wyjściem. Stałyśmy razem z innymi pod tym wejściem chyba pół godziny, przy okazji zapoznało się kilka osób. Rozczarowanie było ogromne. Choć w sumie nie dziwię się Arminowi, że nawiał tyłami, na jego miejscu sama też bym tak zrobiła w trosce o własne bezpieczeństwo, przecież jakby te wszystkie psychofanki w stylu tej spod barierki się na niego rzuciły, to mokra plama by z niego nie została. Set Armina oceniam na 9/10, musiałam odjąć 1 punkt za boxy, faile i fjużyny na początku.
Gdy stwierdziłam, że nie ma po co dłużej warować przed wyjściem dla DJ’ów, wróciłam na parking, gdzie właśnie grał Ashley Wallbridge. Nie byłam od początku jego seta, ale z oddali słyszałam, że rozpoczął od Zorzo, potem wplótł Mansion i jeszcze cos znanego. Kiedy już bawiłam się pod sceną, zapodał Mumbai Traffic, Bang The Drum (Omnia Remix) – mam z tego filmik, Big Sky bodajże w remixie Bena Golda – kiepskie odświeżenie ale plus za klasyk, super się do tego darło ryja, no i Concrete Aniel w remixie Johna O’Callaghana, za co największy plus, nawet mu podziękowałam potem pod bramką. Tak, na pocieszenie dorwałam Ashleya i strzeliłam sobie z nim fotkę. Set Wallbridge’a otrzymuje uczciwe 6,5/10.
Ostatni set trzeciego dnia, czyli ostatni całego Sunrise – Arnej. Również nie zdążyłam na sam początek, ponieważ robiłam sobie zdjęcie z Ashleyem, ale zaczął wprost genialnie, hymnem Sunrise 2009, fantastycznym Symfo. Następne weszło Sometimes The Come Back For More, które uwielbiam. Świetnie się do tego skakało. Dalej Arnej poleciał klasykami, pod koniec zagrał nawet Nalin & Kane – Beachball. Jak na ostatni set naprawdę było sporo ludzi i dobrze, ci co poszli, powinni żałować. Całościowo muzycznie występ Arneja oceniam na 7/10. Aż dziwne, że dali go jako ostatniego, serio dobrze sobie poradził. Tyle, że za konsoletą odstawiał popisówę, lecz w granicach możliwości. Rzucił 3 koszulki ze swoim logo, ponadto miał na scenie jakiegoś człowieka, który rzucał takie karteczki, z przodu z autografem, z tyłu z prośbą o głosowanie w DJ Magu (ja pier*olę…). Złapałam sobie jedną, będę miała na pamiątkę. Jedyne, co mi się nie podobało, to nadużywanie alkoholu za konsoletą. Najpierw dokończył piwo, później wlał w siebie jakiegoś czerwonego drinka. Śmiałam sięz niego, że na koniec seta zwali się ze sceny –od mieszania trunków różne rzeczy się dzieją. Cóż, trochę przymknęłam na to oko, wolałam delektować się muzyką.
W ten oto sposób dochodzimy do końca tej dziesięciodniowej (właściwie to czterodniowej) muzycznej podróży, jaką był Sunrise Festival 2012. Do teraz nie mogę uwierzyć, że tam byłam i przeżyłam to wszystko osobiście. Po Arneju zawinęłam się do ośrodka. Przed wejściem na Sunrise, na ulicy, ktoś włączył muzę z samochodu i klubowicze urządzili sobie samozwańcze afterparty. Niestety nie miałam już na to siły, nogi mnie tak bolały, że chodzić nie mogłam, nie wiem, jakim cudem dowlokłam się do kwatery. Tym razem nie witało mnie wschodzące słońce, dzień wstał pochmurny i deszczowy. Tak oto zakończył się sam ścisły Sunrise Festival. Do dziś chodze lekko otępiała, jedną połową siebie znajduję się tu, drugą tam. Prawdę mówili ludzie twierdzący, że z Sunrise człowiek nie wraca taki sam. Dla mnie były to zdecydowanie najlepsze dni tego roku i jestem niewiarygodnie szczęśliwa, że mogłam zawitać na tym najlepszym evencie w Polsce i osobiście doświadczyć wszystkiego, co tam się działo. Polecam SF wszystkim, którzy jeszcze nie byli, bo tym co byli, to chyba nie trzeba polecać.
__________________
acidelic jest offline   Reply With Quote
acidelic dostał 10 podziękowań za ten post.
Stary 01-08-2012, 17:46   #1252
..:: Klubowicz ::..
  
 
Cristoval Martin's Avatar
 
Dołączył/a: 13 Nov 2010
Miasto: Toruń
Wiek: 38
Postów: 1 655
Tematów: 219
Podziękowań: 2 280
THX'ów: 3 262
Tematy Tygodnia: 0
Nominacje T.T. : 1
Imię: Krzysztof
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 21
Plusów: 100 (+)
Cristoval Martin 100Cristoval Martin 100
Odwiedź profil Cristoval Martin na Facebook Odwiedź profil Cristoval Martin na Youtube
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Było bajecznie! Byłem 27 i 28, praktycznie cały czas na parkingu. Wezz, Gareth, Jochen, Armin i Arnej oraz Sander mistrzowie!!

Filmy z piatku:


niebawem wiecej

Last edited by Cristoval Martin; 01-08-2012 at 18:00.
Cristoval Martin jest offline   Reply With Quote
Cristoval Martin dostał 4 podziękowań za ten post.
Stary 01-08-2012, 21:33   #1253
..:: true Member ::..
  
 
wujekkuna's Avatar
 
Dołączył/a: 23 Dec 2006
Miasto: Bieszczady
Wiek: 37
Postów: 1 153
Tematów: 84
Podziękowań: 1 275
THX'ów: 583
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 0
Plusów: 5 (+)
wujekkuna 5
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Było świetnie, byłem na 2 dniach, na after zabraklo czasu, ale po prostu amfiteatr niszczył i zabijał od "Czakiego" po "Fediego" Na parkingu bylem tylko przelotem i stwierdzilem ze gdybym chcial komerchy poslychac to bym sobie eske włączył. Przyszły rok znów należy do mnie i sunrise, a w tym zaliczyc trzeba jeszcze soundtropolis i mayday, potem można świętować
__________________
wujekkuna jest offline   Reply With Quote
Użytk. którzy podziękowali wujekkuna za ten post:
Stary 02-08-2012, 00:32   #1254
..:: Fanatyk ::..
  
 
Dołączył/a: 08 Jun 2009
Miasto: Szczucin
Wiek: 33
Postów: 81
Tematów: 0
Podziękowań: 30
THX'ów: 22
Imię: Kamil
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 1
Plusów: 1 (+)
KAMILOS90 1
Odwiedź profil KAMILOS90 na Facebook
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

@Tranceline jeśli chodzi o wnoszenie napojów tak zawsze było jest i będzie... Przecież nie będą sprawdzać co tam jest wlane zapakowane, lepiej skonfiskować i ja jestem jak najbardziej za ! Niech będzie bezpiecznie
__________________
KAMILOS90 jest offline   Reply With Quote
Stary 02-08-2012, 10:41   #1255
Banned
  
 
Dołączył/a: 25 Oct 2011
Miasto: Warszawa
Wiek: 30
Postów: 6 025
Tematów: 825
Podziękowań: 10 386
THX'ów: 12 246
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 0
Plusów: 40 (+)
Komaro 40
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Event naprawdę kozacki :D organizacyjnie świetnie po prostu, muzycznie tak samo dla Chuckie swoim setem rozje**ł łeb potem jeszcze DG
Komaro jest offline   Reply With Quote
Stary 02-08-2012, 12:16   #1256
..:: Klubowicz ::..
  
 
Panuś's Avatar
 
Dołączył/a: 12 Oct 2009
Miasto: Jedlicze/Warszawa
Wiek: 31
Postów: 6 157
Tematów: 1039
Podziękowań: 21 543
THX'ów: 4 181
Tematy Tygodnia: 0
Nominacje T.T. : 11
Imię: Damian
Wzmianek w postach: 59
Oznaczeń w tematach: 46
Plusów: 53 (+)
Panuś 53

Nagrody Użytkownika

Odwiedź profil Panuś na Facebook
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Do Kolobrzegu zajechalem juz 20stego lipca, czyli w piatek w poludnie. Ledwo zdazylem sie ogarnac i juz wybylem z kumplem na impreze z ESKA - nie bede jej poswiecal zbyt wiele, bo to nie priorytet tego wypadu Boli mnie tylko fakt, ze trzeba bylo kupowac na to bilet za 50 zl, a kilka tygodni wczesniej zadnej wzmianki nie bylo o platnych wejsciówkach ;x Pogoda kolo 17-18 nie nastrajala nas optymistycznie, w pewnym monecie lunal rzesisty deszcz, temperatura tez ledwo przekraczala 20 stopni + wiatr..

Sobota 21.07 - Pogoda zrobila sie lepsza, nie padalo, wprawdzie o krótkim rekawku mozna bylo jeszcze zapomniec to zle nie bylo Ludzi przed wejsciem odziwo malo, jak i na calej imprezie. Spotkalem przed brama Tranceline i duza czesc imprezy razem przebawilismy

Jesli chodzi o sceny (moglem napisac wczesniej, ale ESKA to w TV leciala :D) to ta parkingowa na mnie wywarla wrazenie, z amfiteatru tez wyglad zly nie ma

Przebywalem praktycznie prawie caly czas na parkingu, poza fajnym setem Westbama.. Poczatek mnie zawiódl, dopiero 4strings zagralo nieco lepiej, w tym nowe remixy - swoja droga panowie z tej formacji mozna bylo zobaczyc i na esce, i na after, i jeszcze jak bawia na amfi ;o prze pozytywni ludzie - co najlepsze - mozna z nimi porozmawiac na lajcie

Kris - Jeden z najlepszych setów tegorocznego SF, jak zaczal od Love Them Dusk to myslalem, ze ze szczescia padne na zawal.. pózniej niesmiertelne kolejne klasyki jak stary hymn z Love Parade, a takze nowsze - hity sprzed roku : produkcje Fafaq a i Koko Sandera

Ferry Corsten zagral bardzo energicznego seta i równiez bylem zadowolony

Paul Van Dyk mnie zawiódl niestety bardzo, spodziewalem sie trance'owych klasyków, a tymczasem bylo duzo electro i muzyki z jego ostatnich audycji

Rank1 swietny live act, wprawdzie zagrali krócej niz zakladano, to wersje Symfo czy L.E.D. There Be Light na zywo brzmialy kapitalnie..

Ostatni set, na którym bylem Giuseppe - cud, miód, orzeszki ! Chyba najlepszy set tego dnia, wreszcie uslyszalem w calosci seta sam trance, momentami uplift - co na Sunrise jest zjawiskiem niezwykle rzadkim, do tego pare klasyków, wersja Born Slippy czy Sanctuary Wlocha lub U2 - City Of Blinding Lights (Filo & Peri vs Giuseppe Ottaviani Remix) na zywo brzmi niesamowicie Nowych produkcji tez nie braklo Set oceniam w skali szkolnej na 5

Niedziela i afterka sie udala, od 14 bylem do konca.. slonce, lekki house, duzo fajnych dziewczyn - wiecej do szczescia nie trzeba bylo

Jesli chodzi o kolejny dzien - piatek (27.07):

P.A.F.F i @leX zawiedli mnie na calej lini, Wezz Devall natomiast zaskoczyl in plus - zagral bardzo dobrego seta, jak zagral Aeon Of Revenge to ciary szly mi po calym ciele <3 Inne nuty jakie dobral do seta bardzo mi spasowaly

Allure tak srednio, Dash Berlin i Gareth Emery niczym mnie nie zaskoczyli, a Anglik wrecz rozczarowal.. MegaMix liczylem, ze bedzie inny jaki uslyszalem tydzien wczesniej na amfi, trance'owy - nic bardziej mylnego, lecial taki sam - na dodatek same house'owe utwory ;x

Stofence & Terminal - Po Wezzie najlepszy set tego dnia Nowe remole zagrali typu Fire In The Sky, nowy singiel takze jak sie pózniej od nich samych dowiedzialem, ogólnie znów w calosci mozna bylo delektowac sie trance, a nie mieszanina trance- house i electro

W dobrych nastrojach czekalem na Adama Kancerskiego - ten dobrym akcentem zakonczyl kolejny dzien, przyzwoity set

Sobota (28.07):

Najbardziej wyczekiwany dzien z powodu wystepu Armina Znów okolo 90% czasu spedzone na parkingu. Poczatek Diabllo mnie rozczarowal bardzo, nie trafiala do mnie ta muzyka w ogóle - repertuar wybrany do seta kompletnie nieudany. W miedzyczasie ujrzalem osobnika z koszulka asot-only i dane bylo mi poznac forumowego Pawla (w relacji swojej nic nie przekreciles ;D), mala wymiana zdan, przerwa na malego browara i wracam na set Skytecha. Rewelacja! Zagral w stylu Marcusa Schulza, dalo sie czuc klimat GDB Fafaq duzo trance nie zaprezentowal, ale fajnego energicznego seta.. Jochen Miller kontynuowal taki klimat i mozna byylo sie doskonale wybawic, do momentu.. Guetty. Przestalem tego seta, nie moglem sie bawic do jego muzyki, nie dosc ze troche komercji bylo to jeszcze o wolnej przestrzeni mozna bylo pomarzyc, rozgladalem sie za siebie, kto jeszcze nie wzruszony stoi podczas tego seta- a tam osobniki w koszulkach Armin Van Buuren- jeden to juz nawet ziewal Nadszedl wyczekiwany moment, praktycznie od samego poczatku 10 edycji, ten na którego najbardziej czekalem, który jest u mnie nr.1 jesli chodzi o trance i ten, którego uslysze dopiero po raz pierwszy, czyli Armin

Swietny set w wykonaniu Holendra- poczatek mocny - We Are Here To Make Some Noise . Invasion, The Box etc.. pózniej nowosci typu Aeon Of Revenge,The Dark Knight, nowa produkcja Skytecha, Shoguna (UFO - chyba), nowa Gaia, nowy tjun z Ana, a na koniec klasyk Tuvan i genialne mash-upy Arminowe Najlepszy set jaki kiedykolwiek slyszalem, siódme poty sie ze mnie laly, 2h wyciete z zyciorysu, bylem przez ten czas na innej planecie ;o

Armin zlozyl zyczenia z okazji '10' SF i zagral jeszcze This Light Between Us, a po secie zszedl do fanów i poprzybijal piony, podpisal koszulki, przez mikrofon podziekowal Polakom, ze tyle lat sa 'wsród tej spolecznosci trance'owej' i zapowiedzial, ze tu wróci

Niestety pózniej wyszedl drugim wyjsciem, prosto do hotelu, ale to bylo raczej oczywiste

W miedzyczasie zagladalem na set Fedde i Ashley'a Walbridge, obaj poniesli publike - juz zmeczona zreszta po wystepie dwóch gwiazd - zagrali na wysokim poziomie.

Arnej - mimo, ze 5 rano bawilem jak opetany ! Hymn z SF sprzed paru edycji na poczatek, pózniej moje ukochane Cosmic Gate & Arnej - Sometimes They Come Back For More i wiele energicznych kawalków Menadzer Arneja co chwile rozdawal ulotki z sylwetka Arneja z autografem czy koszulki do ludzi

Padnięty wstalem juz o 12, spakowaliśmy się z kumpel, coś zjedliśmy i znów na imprezę - SUNSET Music Awards Mimo, że wstęp kosztował 50 zł to ten wieczór był lepszy od jednego z dni zwykłych imprez- na pewno Nie było wielu pozerów, eskowców, a fanatyków - nawet osoby ze starych manieczek można było spotkać Ludzi, którym nie straszny był deszcz i inne Kris zagrał jeszcze lepszego seta niż w sobote tydzień wcześniej, Łukasz Kubala muzycznie i technicznie mnie zszokował na plus, Diabllo pocisnął świetnymi klasykami gatunku trance, a Jay Bae i odświeżył stare manieczki Impreza do 3, a przed 4 pociąg i powrót na południe kraju.. o 23 byłem w domu ;]

Kazdy dzień wypełniony był jakimiś atrakcjami, formuła 10 dni jak przyznał Kris podczas niedzielnego seta nie do końca im się udała i stwierdził, że za rok po staremu - pt- niedziela Mi jednak to pasowało, bo akurat chciałem połączyć wakacje z impreza W inne dni były imprezy nieopodal mola na wolnym powietrzu w każdy dzień, w hotelu MarinGo dyski, na plaży koło molo w południe też dj'e grali - w sobotę nawet trance'owy set był, Try to Be Loved na plaży usłyszeć - bezcenne

Mielno się także odwiedziło Słynne Senso i Bajke

10 dni, których nie zapomne

A teraz może minusy:

-woda za 6zł, tydzien pozniej daje tyle żetonów w punkcie gastronomicznym, a babka że woda już za 8 zł, patrze na tabliczke i faktycznie flamastrem zmieniona cyfra była - doznałem szoku, piwo lane 0,4 za ósemke takiej jakości równiez jest nieporozumieniem
-śmietnisko na parkingu : w pewnym momencie - nad ranem to już było - czułem sie jakbym bawił na małym wysypisku śmieci, zdecyowanie powinny być jakieś osoby, które choć troche by ogarniały te wszystkie pozostałości

Było jeszcze pare innych, ale ogólnie plusów było więcej

Ps. Fajnie było poznać Sobote, Kamillo, PuCka i paru innych
__________________
Panuś jest offline   Reply With Quote
Panuś dostał 5 podziękowań za ten post.
Stary 03-08-2012, 19:41   #1257
..:: Klubowicz ::..
  
 
Cristoval Martin's Avatar
 
Dołączył/a: 13 Nov 2010
Miasto: Toruń
Wiek: 38
Postów: 1 655
Tematów: 219
Podziękowań: 2 280
THX'ów: 3 262
Tematy Tygodnia: 0
Nominacje T.T. : 1
Imię: Krzysztof
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 21
Plusów: 100 (+)
Cristoval Martin 100Cristoval Martin 100
Odwiedź profil Cristoval Martin na Facebook Odwiedź profil Cristoval Martin na Youtube
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

kolejne filmy


Last edited by Cristoval Martin; 03-08-2012 at 19:45.
Cristoval Martin jest offline   Reply With Quote
Cristoval Martin dostał 2 podziękowań za ten post.
Stary 04-08-2012, 18:14   #1258
..:: Klubowicz ::..
  
 
Dołączył/a: 23 Nov 2008
Miasto: Stalowa Wola
Wiek: 31
Postów: 6 308
Tematów: 295
Podziękowań: 29 125
THX'ów: 5 880
Imię: Maciek
Wzmianek w postach: 1
Oznaczeń w tematach: 38
Plusów: 56 (+)
_Maciek 56
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Czas na mnie wróciliśmy z Kołobrzega w środe, ale nie było czasu żeby wejść na internet i napisać relacje.
Był to mój pierwszy Sunrise, ale po kolei.
Do Kołobrzega wraz z dziewczyną wybrałem się 20 lipca prosto z Ustrzyk Dolnych z przesiadką w Sanoku. Grubo ponad 900km Wyjechalismy po godz 13 w piątek, na miejscu byliśmy w Sobote przed 10.
Od razu udaliśmy się do naszego pensjonatu, tutaj z góry chcę podziekować koledze kulajson za polecenie tego noclegu
Mieliśmy karnety na 27,28 lipca, lecz im bliżej imprezy 21-go tym bardziej byliśmy skłonni na nią też się wybrać. Szukaliśmy biletów w okazyjnej cenie, dzwoniliśmy, lecz wkońcu odpuściliśmy ze względu na ogromne zmęczenie podróży. I bardzo dobrze, bo w niedziele szybko się zebraliśmy i ruszylismy na Afterparty około 10. Było juz troche osob. Z kazda godzina przybywalo
Fantastyczna impreza, klimat nie do opisania, piekna pogoda, ludzie i house jako idealna muzyka na tego typu imprezy.
Pobawiliśmy do samego konca.
Set imprezy to Louibi & Scibi. Wracając plażą natknęliśmy się na przystań Żywca, gdzie Dj nakręcał już tzw"after afterów". Wiedzielismy ze to nie bedzie koniec zabaw na dziś.
W całym tygodniu Sunrise'u do poznego popoludnia przy glownym molo gral jakis tam dj a wieczorem w przystani Zywiec troszke glosniej z 1km dalej.
Ogromny plus za to dla organizatorów. Czuło sie klimat wielkiego festiwalu.
We wtorek, 24 lipca wybralismy sie na Before Sunrise do klubu MarinGo! w hotelu Marine, gdzie miał grać Miqro & Fafaq.
To był madry wybór, bo impreza była bardzo przyjemna. Za równo jeden jak i drugi gral bardzo dobrze, wiec ludzie bawili sie do wschodu slonca
Ciarki mnie przeszły jak Miqro zagrał Sunday Morning w klubie, cos pieknego
Czas na opisanie głównych impreza czyli 27 i 28 lipca.
Na terenie festiwalu bylismy juz przed 18. Ludzi mało. O tej porze zaczał grac P.A.F.F. Oczekiwalem seta w stylu p/h i progressive trance, ale sie rozczarowałem, bo zagral big room, electro i nowoczesny progressive.
Jak na pierwszy set imprezy i rozgrzewke oczekiwalem czegos innego, bardziej klimatycznego. Po nim zagrał Alex, od niego oczekialem trance'u zaś zagrał w stylu poprzedniego P.A.F.F'a.
Pare minut po 20 przenieslismy sie do amfiteatru zeby czekac juz na Bingo Players. W miedzyczasie grał tam Bream, od ktorego oczekiwalem seta w stylu House, Vocal i Funky, lecz zagrał jak wczesniej wymienieni z parkingu (Big Room), plus tylko za Rock The House, Afrojacka
Godzina 21 to juz set na ktory czekalem z niecierpliwoscia. Bingo Players zagrali bardzo dobrze, to co od nich oczekiwalem, amfiteatr sie wtedy zaludnil a i ludzie bawili sie swietnie !
Po nich wszedł Michael Woods, ale posluchalismy tylko poczatku, bo chcielismy cos zjesc i pojsc na poczatek Dash'a Berlin'a. Na parkingu wtedy juz bylo dosc tloczno, Dash ładnie zaczal, lecz obiecalem sobie ze Chuckie'go poslucham od poczatku do konca wiec juz przed polnoca ruszylismy na amfi.
Ludzi juz bylo bardzo duzo, a Chuckie zagrał rewelacyjnie, to co gosc robi za konsola i jaki ma kontakt z publika, szok! technika fantastyczna Set nr 1 z piatku, zdecydowanie
Po secie Chuckiego zajrzelismy na parking gdzie swojego seta konczyl grac Gareth Emery (zalowalem ze nie moglem go wysluchac w calosci, ale Chuckie jednak wygrał) z tego co slyszelismy grał bardzo ładnie, a Tokyo w remixie Ben Golda i Sanctuary wprawiło mnie w ekstaze
Posluchalismy tez megamix'u ktory byl kiepski i po poczatku seta Mat Zo ruszylismy z powrotem na amfi na godzinke seta Sander'a Van Doorna.
Grał dobrze, ale szkoda ze tak bardzo obrocil swoj stylu grania. Plus za Love Is Darkness ktore uwielbiam.
Po nim nastal czas na moich ulubiencow: Dimitri Vegas'a i Like Mike'a.
Wielka szkoda ze Dimitri zagral sam, no coz pewnie Like Mike wolal sie juz szykowac na Tomorrowland.
Ludzi nie ubylo, a Dimitri zagral bardzo bardzo dobrego seta, na rowni z Bingo Players Szkoda ze nie zagrał Rej
Po tym secie udalismy sie juz do domu (co prawda w planach mielismy posluchac jeszcze Adama Kancerskiego nogi i zmeczenie dawało sie we znaki.


Sobota !
ruszylismy troche pozniej bo przed 19. Diabllo jakos nie chcialem sluchac bo slyszalem go pare dni wczesniej w klubie MarinGo i srednio mi sie podobalo.
o 19 poszlismy na chwile na amfi, gdzie grali nie znani mi Pol_on, i wcale sie nie dziwie ze nie znani bo wogole nie moje klimaty. Moja dziewczyna az zatykala uszy
Wrocilismy na parking i oczekiwalismy na seta Skytech. Szczerze moge powiedziec ze to jeden z lepszych, czysto trance'owych setów calego festiwalu. Comet mnie roznioslo !
Zostalismy na Fafaqa ktorego darze ogromna sympatia ! Set bardzo dobry, zroznicowany, hymn robil ogromne wrazenie. o godzinie 21;30 poszlismy na chwile na amfiteatr oczekujac seta Wally'ego Lopeza. Grał tam Jay Bee ktorego koncowka seta rowniez mi sie spodobala. Na Lopeza ludzi przybylo, ktory gral bombowo, nie trawie tylko tego Gotye :|
Chwila przerwy na jedzonko i z powrotem parking gdzie gral Jochen Miller. Set dobry, szkoda tylko przerobek jego starych klasykow typu Brace Yourself na big roomy. Tam tez oczekiwalismy na Davida Guett'e. Wiedzialem ze nie zaskoczy mnie niczym specjalnym, ale chęć zobaczenia go i posluchania na zywo zrobila swoje. Dziewczyna tez prosila zeby zostac na nim.
Ludzi zrobilo sie niesamowicie duzo, scisk okropny. Bardzo dlugie wejscie, zreszta bardzo ładne. Badz co badz show niesamowity Guetta grał tak srednio, jak to on, raz komercja raz mocne electro. Tylko ze tym razem za duzo było komercji, nie powiem , bawiłem sie dobrze, ale bez szału.
Widac ze sporo ludzi przybylo specjalnie na niego. Piski nastolatek, telefony i aparaty w gorze Po nim przyszedł czas na Armina na ktorego czekalem bardziej. Set troche opozniony, ale to nic. Muzycznie rewelacja (niestety sluchalem tylko 30 minut, ale o tym zaraz), jak on sie bawi, jaki ma kontakt, jak go polska publicznosc uwielbia, cos pieknego klasa !
2;30 i czas sie zwijac pomimo tego ze Armin gra genialnie, a dlaczego ? Amfiteatr sie zapelnia bo o 2;45 gra ten na ktorego czekalem najbardziej z calego festiwalu !!! FEDDE LE GRAND !!!
To co on zrobil ze mna przez 2h grania to wie tylko moja dziewczyna i ludzie bedacy blisko mnie :D
Fantastyczny, genialny, epicki to i tak za malo by wyrazic opinie na temat jego seta !
So Much Love, Insomnia w jego Bootlegu <3, Sparks , Paradise i wiele wiele innych.
SET FESTIWALU bez dwoch zdan. I wtedy tez bylo najwiecej ludzi w amfiteatrze. Ludzie bawili sie zajebiscie.
Po nim przyszedl czas na Belocce, ktorego chcialem uslyszec, lecz wolalem Arneja i nie zaluje, zajebiste zakonczenie imprezy w jego wykonaniu, ludzi bylo juz malo, ale kto byl ten szalal jak poryty nie majac juz sil nawet
ogolnie super set !

Podsumowujac: Festiwal bardzo mi sie podobal, pogoda genialna, klimat tez
sceny robily wrazenie za rowno jedna jak i druga, naglosnienie tez bardzo dobre. Sety imprezy to : Fedde, Chuckie, Bingo, Armin, Arnej !
Nie zaluje przejechanycvh w 2 strony prawie 2000km , zadnej wydanej zlotowki.
Wspomnienia piekne !!!

p.s fajnie bylo poznac FireEye, Czesyka i jego dziewczyne, Bartka i kilku innych ktorych z nickow juz nie pamietam. Pozdrawiam Was
_Maciek jest offline   Reply With Quote
_Maciek dostał 3 podziękowań za ten post.
Stary 05-08-2012, 14:33   #1259
..:: Bywalec ::..
  
 
Dołączył/a: 01 Feb 2011
Miasto: WLKP
Wiek: 36
Postów: 54
Tematów: 0
Podziękowań: 16
THX'ów: 37
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 0
Plusów: 1 (+)
kubek202 1
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

Było konkretnie Oświetlenie i sceny naprawdę mega. W piątek trochę zabrakło laserów na Dashu i Emerym, ale klimat całkowicie to nadrobił. Widać było, że wiele osób wiedziało, po co przyjechać na Sunrise. Pamiętam sety Mdk, Dash Berlin'a oraz Gareth'a - było kozacko. Nieco ciężej zagrał Wez Devall, za co wielka mu chwała. Na amfi bywałem sporadycznie i dość wcześnie wróciłem do chaty z powodu wypicia zbyt wielu drinków


Sobota - mała rozgrzewka z Diablo, trochę Big Roomów, fajnie zagrał fafaq, jak ktoś pisał wcześniej dość zróżnicowanie. Seta Guetty słuchałem, jedząc zapiekankę - początek dość eskowy, nawet nie znam nazw tych hitów. Ludzie jednak bawili się na maxa. Na amfi pozamiatał mnie Chris Lake (jego wersja fucky vodka i ten klimat - na samą myśl mam ciarki). Deniz Koyu też zapodał fajnymi big roomami, natomiast zniszczył mnie Fedde le Grand. W dziale setów znajduje się to, co pokazał - jak dla mnie, jak i wielu osób - set imprezy. Na koniec pięknie Arnej (pierwszy, lecz nie ostatni raz w tym dniu).

W niedzielę, mimo braku sił - zaliczyłem ostatni etap imprezy. Zmęczenie dawało się we znaki, jednak wszyscy, którzy zawitali, dawali na całego. Pełno starych wałków z dzieciństwa, w międzyczasie mocno dał się we znaki Arnej - było nieziemsko. Kris, Fafaq i Jay Bae - pozostaje mi tylko podziękować bo byłem do końca, mimo że nastawiałem się maks do północy.

Minimalnie jestem tylko niedopieszczony muzycznie - co za dużo big roomów to niezdrowo. Generalnie jednak, mimo zgub ionego tel. i totalnego zmęczenia - imprezka 9/10. Do zobaczenia za rok

Last edited by kubek202; 05-08-2012 at 14:36.
kubek202 jest offline   Reply With Quote
Użytk. którzy podziękowali kubek202 za ten post:
Stary 05-08-2012, 18:02   #1260
..:: Klubowicz ::..
  
 
Panuś's Avatar
 
Dołączył/a: 12 Oct 2009
Miasto: Jedlicze/Warszawa
Wiek: 31
Postów: 6 157
Tematów: 1039
Podziękowań: 21 543
THX'ów: 4 181
Tematy Tygodnia: 0
Nominacje T.T. : 11
Imię: Damian
Wzmianek w postach: 59
Oznaczeń w tematach: 46
Plusów: 53 (+)
Panuś 53

Nagrody Użytkownika

Odwiedź profil Panuś na Facebook
Odp: Sunrise Festival 2012 (Kołobrzeg)

A jeszcze jedna rzecz : człowiek, który jest twórcą Sunrise i gra co roku te magiczne sety to widać, że on jest pasjonatem i dba o każdy szczegół, przed imprezą z Eską jakieś folie przenosił z ludźmi, kręcił się cały czas wokół miasteczka w trosce o każdą, nawet drobniutką szczegółke :o To trzeba było widzeć na własne oczy - KRIS jest po prostu legenda
__________________
Panuś jest offline   Reply With Quote
Odpowiedz
Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
Nie możesz pisać w nowych tematach
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączony
UśmieszkiWłączony
[IMG] kod jest Włączony
HTML kod jest Wyłączony
Trackbacks are Włączony
Pingbacks are Włączony
Refbacks are Wyłączony


Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Sunrise Festival 2011 (Kołobrzeg) Sanbit Archiwum Imprez 1647 14-10-2012 12:32

Administracja serwisu 4Clubbers.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum.
Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karna lub cywilna.
Jeżeli zauważyłeś post/temat który jest niezgodny z polskim prawem proszę zaraportować go poprzez klikniecie
Jeżeli nie chcesz aby pojawiła się na forum twoja produkcja napisz to nam "Privacy Policy"
W celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w ramach niniejszej witryny stosowane są pliki cookies, prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką Prywatności

Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 12:02 .


Oprogramowanie Forum: vBulletin
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Friendly URLs by vBSEO 3.6.0 ©2011, Crawlability, Inc.
User Alert System provided by Advanced User Tagging v3.2.8 (Lite) - vBulletin Mods & Addons Copyright © 2024 DragonByte Technologies Ltd.
-->