PDA

Przejdź do pełnej wersji tego Forum : Prof. Binienda rzuca rękawicę Komisji Millera,czyli o wiarygodości raz jeszcze


Raffsky
12-09-2011, 14:09
Profesor Wiesław Binienda, obywatel USA polskiego pochodzenia, zaprasza zespół ekspertów badających katastrofę tupolewa na międzynarodową konferencję „Earth and Space 2012” w Pasadenie w Kalifornii.
Ten, pracujący dla NASA inżynier, dziekan Wydziału Inżynierii Lądowej The University of Akron, specjalista w zakresie wytrzymałości materiałów kompozytowych używanych w lotnictwie, był członkiem zespołu badającego katastrofę promu kosmicznego Columbia.

– Możemy poświęcić jedną z sesji omówieniu różnych modeli zderzenia na Siewiernym i przeprowadzić porównanie naszych wyników na niezależnym gruncie. Na oczach uznanych specjalistów, przy otwartej kurtynie – deklaruje prof. Binienda.

Jego zdaniem, konkluzje zawarte w raporcie ministra Jerzego Millera nie zostały poparte rzetelną analizą numeryczną.

– Wygląda na to, że jakaś grupa usiadła wokół stołu i uzgodniła sobie, jak to miałoby wyglądać. Tylko że to, co uzgodnili, jest niezgodne z prawami fizyki – tłumaczy profesor.

Jako najsłabszy punkt polskiego dokumentu Binienda wskazuje opis zderzenia maszyny z przeszkodą, skutkujący utratą skrzydła.

– Wyobraźmy sobie, że jest tak, jak twierdzą obie komisje. Samolot traci jedną trzecią lewego skrzydła. A więc na wysokości około sześciu metrów traci jedną trzecią siły nośnej. To proszę mi jeszcze wyjaśnić, jak w tym momencie ta maszyna ma jeszcze wznieść się na wysokość około 20 metrów? – pyta.

A właśnie na taką sekwencję zdarzeń jasno wskazuje wykres w załączniku nr 1 do raportu komisji Millera.

– To jest fantazja potrzebna do tego, żeby uzasadnić, że samolot zrobił półbeczkę – twierdzi rozmówca.

Binienda precyzuje też, jak powinno wyglądać modelowe badanie przyczyn katastrofy statku powietrznego.

Poważna analiza rozpoczyna się od lokalizacji szczątków i dokładnego oznaczenia ich pozycji za pomocą GPS. Fotografuje się każdą, nawet najdrobniejszą, część. Bo nawet najmniejsze fragmenty mogą wskazać przyczynę.

Potem wszystkie elementy zbiera się pod dachem w hali i bada za pomocą urządzeń analitycznych. Każda pęknięta powierzchnia mówi coś inżynierom i naukowcom. Dowiadujemy się, jak była rozrywana. Cennym materiałem analitycznym są też oględziny mikroskopowe pęknięć.

Później przychodzi czas na rekonstrukcję samolotu. Ta czynność pozwala na ustalenie momentu i miejsca, od którego zaczęła się katastrofa. I jaka była sekwencja rozpadu maszyny. Dopiero na podstawie tych informacji można wyciągać początkowe wnioski.

Narzędzia dodatkowe to analizy na poziomie matematycznym i fizycznym, gdzie symuluje się przebieg wypadku. Uwaga: symuluje, nie animuje.

Profesor Binienda zaznacza, że w trakcie prezentacji prasowych zarówno MAK, jak i komisja Millera pokazały jedynie animację zdarzenia.

– To dzieło artysty, który klatka po klatce wyobraża sobie samolot w tej czy innej pozycji. Natomiast symulację tworzy komputer, zaprogramowany zgodnie z prawami fizyki i prawami materiałowymi, któremu dostarczono warunki początkowe – wskazuje inżynier.

Jako przykład pieczołowitości w zabezpieczaniu miejsca zdarzenia podaje prace amerykańskiego zespołu po katastrofie wahadłowca Columbia. Specjalistyczne ekipy przeszukiwały obszar o wymiarach 500 km długości i 5 km szerokości. W ten sposób odnaleziono taśmę z magnetowidu, który jeden z astronautów trzymał w ręku, w momencie gdy pojazd kosmiczny rozpadał się w górnych warstwach atmosfery.

– Skoro zrobiono coś takiego wtedy, to myślę, że i Polaków stać było na to, by równie starannie przeszukać teren w Smoleńsku – mówi Binienda.

Profesor Binienda niedawno wykonał symulację uderzenia skrzydła w drzewo w różnych wariantach kąta uderzenia i prędkości. Komputer ze specjalistycznym oprogramowaniem rozłożył każdą sekundę lotu na miliard części i dla każdego oddzielnie przeliczał siły działające na drewno brzozy oraz materiały, z których zrobione jest skrzydło.

Piotr Falkowski „Nasz Dziennik”
Tylko nie nie komentować że to brzydka gazeta,tylko proszę odnosić się do tekstu.