PDA

Przejdź do pełnej wersji tego Forum : Grecję rozkradli oligarchowie, czyli Sowa Ateny i Przyjaciele


PostScriptum
09-08-2015, 22:29
"Grecy muszą się obecnie nasłuchać, że są „nierobami", bo ich sektor publiczny jest niewydolny i przeżarty korupcją. Tyle tylko że winni temu nie są zwykli obywatele, lecz oligarchowie, na których działania europejski establishment długo przymykał oczy.


Oligarchami często nazywa się biznesowych potentatów z Rosji, Ukrainy czy innych państw postkomunistycznych, ale termin ten pasuje również do niektórych przedstawicieli gospodarczych elit części krajów „starej Unii". Choć europejscy decydenci od wielu lat odmieniają słowo „demokracja" przez wszystkie przypadki, to długo przymykali oczy na to, że np. w Grecji długo funkcjonował przeżarty korupcją system oligarchiczny. System, który według klasycznej definicji Arystotelesa był wrogiem demokracji.

Obecnie słychać często w Europie narzekania na „greckich nierobów", którzy najpierw „żyli ponad stan", a jak musieli „wziąć się do roboty", zbuntowali się przeciwko „reformom" i wybrali „oszołomów" z Syrizy. W tej narracji Europejczykom jakoś umyka, że to właśnie oligarchowie i budowana przez nich kultura korupcji sprawiły, że grecki system gospodarczy był nieefektywny. To właśnie bunt przeciwko oligarchii i skorumpowanym elitom politycznym był jednym z czynników, które kilka miesięcy temu skłoniły Greków do powierzenia steru rządów lewicowym radykałom z Syrizy.

Rząd Aleksisa Ciprasa doszedł do władzy dzięki hasłom antyoligarchicznym, których nie powstydziliby się Ziobro z Macierewiczem razem wzięci. MFW, Angela Merkel i unijni decydenci zaś są dla wielu Greków czarnymi charakterami, gdyż przez ostatnie pięć lat narzucali krajowi takie programy „reform", które przerzucały walkę z kryzysem głównie na zwykłych ludzi, dając dodatkowo zarobić oligarchom.

Sowa (Ateny) i przyjaciele

Kryzys w Grecji dla wielu ludzi oznaczał możliwość skorzystania z atrakcyjnych ofert inwestycyjnych. W ostatnich latach sprzedawano tam za bezcen firmy przynoszące budżetowi stabilne przychody, byle tylko wypełnić narzucone krajowi plany prywatyzacyjne. Zdarzało się, że państwowe urzędy pozbywały się nieruchomości, by wkrótce potem wynajmować te same budynki po wyższych cenach od prywatnych właścicieli.


Grecka sieć gazowa DESFEA została przejęta przez Socar, państwowy koncern z Azerbejdżanu, za sumę, która Azerom zwróciła się w ciągu roku. Złoża węgla brunatnego w Vevi sprzedano za 171 mln euro, mimo że wyceniano je na 3 mld euro. – Europejczyków w ogóle nie obchodzi prywatyzacja. W polu ich zainteresowania znajduje się coś innego: średnio- i długoterminowa konfiskata greckich aktywów za symboliczną cenę – tłumaczy Andreas Banoutsos, były prezes Stowarzyszenia Greckich Przemysłowców.


Na kryzysowej wyprzedaży państwowego majątku skorzystali nie tylko europejscy spryciarze, ale również greccy oligarchowie. Jednym z „mających szczęście do przetargów" miliarderów jest Dimitris Melissanidis, właściciel 60 tankowców i około 600 stacji benzynowych, podejrzewany o udział w przekrętach paliwowych na dużą skalę. Dzięki nadzorowanej przez MFW i UE prywatyzacji tanio nabył on jedną trzecią państwowego przedsiębiorstwa loteryjnego. W 2013 r. zabrał prywatnym odrzutowcem na wakacje Steliosa Stavridisa, szefa greckiego urzędu prywatyzacyjnego HRADF.


Lefterisowi Charalampopoulosowi, dziennikarzowi magazynu „Unfollow", który niepochlebnie o nim pisał, Melissanidis wysłał wiadomość: „Mógłbym kazać cię zabić bez wcześniejszego ostrzeżenia. Jestem jednak człowiekiem. Ostrzegam zatem, że wysadzę w powietrze ciebie, twoją żonę, twoje dzieci i wszystko, co posiadasz, w czasie gdy wy będziecie smacznie spać". Policja i prokuratura nie zauważyły nic nagannego w tych groźbach. Charalampopoulos ujawnił później, że Melissanidis groził również przywódcy jednej z partii reprezentowanych w parlamencie.


Pod pretekstem „reform" narzucanych przez MFW i UE poprzednie greckie rządy nie tylko uwłaszczały biznesowych rekinów na państwowym majątku, ale niszczyły również ich konkurencję. I tak np. w czerwcu 2013 r. rząd Antonisa Samarasa zlikwidował państwową telewizję ERT, w ciągu jednej nocy pozbawiając pracy 2,5 tys. ludzi.


Grecy wybrali radykałów nie dlatego, że chcą rozpadu strefy euro, ale dlatego, że uznali, iż ich państwo jest traktowane przez zagraniczne potęgi oraz wielki kapitał jako kraik Trzeciego Świata


Telewizja publiczna przynosiła zyski i przyciągała widownię, ale konkurowały z nią kanały telewizyjne należące do oligarchów. Każda ze stacji znajdująca się w rękach biznesowych potentatów przynosiła w ostatnich latach straty właścicielom. Oni jednak chętnie na nie łożyli, gdyż dzięki własnym „wajchom medialnym" mogli promować finansowanych przez siebie polityków i przekazywać społeczeństwu odpowiednio przefiltrowaną wizję rzeczywistości.


Co ciekawe, większość greckich prywatnych kanałów telewizyjnych nie zapłaciła za licencje na nadawanie. Dostawały one je „tymczasowo" i bezpłatnie w końcówce lat 80. Korzystają z tej „tymczasowej ulgi" do dziś.
Kontrolowane przez oligarchów greckie media często przymykały oko na takie sprawy jak np. afery w systemie bankowym. Gdy w 2012 r. agencja Reutera ujawniła, że Michalis Sallas, prezes Piraeus Banku i zarazem były socjalistyczny polityk, załatwiał preferencyjne pożyczki firmom swojej rodziny, większość gazet ograniczyła się jedynie do wydrukowania wyjaśnień Sallasa i nie zgłębiała powodów oskarżeń.


„Teoretyczne" państwo greckie wielokrotnie pokazywało, że dba o swoich najbogatszych obywateli. Gdy w 2011 r. ówczesny minister finansów Ewangelos Wenizelos, polityk socjaldemokratycznej partii Pasok, wprowadzał podatek od nieruchomości, postarał się, by w przepisach wykonawczych znalazła się 60-proc. ulga dla posiadłości większych niż 2 tys. mkw.


To niejedyna przysługa, jakiej udzielił bogatym fiskalnym grzesznikom. W 2010 r. Christine Lagarde, ówczesna francuska minister finansów (obecnie szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego), przekazała greckiemu Ministerstwu Finansów płytę CD z listą ponad 2 tys. nazwisk Greków mających tajne konta w Szwajcarii. Ówczesny minister finansów Giorgos Papakonstantinou z tą listą nic nie zrobił – być może dlatego, że było na niej trzech jego krewnych.


Później płytę przejął wspomniany Wenizelos. Gdy w marcu 2012 r. przestał być ministrem finansów, CD zabrał z sobą. Zwrócił ją dopiero, gdy jego następca Yannis Stournaras poskarżył się, że lista zaginęła.
Listę Lagarde opublikował w listopadzie 2012 r. magazyn „Hot Doc". Władze zareagowały aresztowaniem wydawcy i zarazem redaktora naczelnego pisma Kostasa Vaxevanisa. Oskarżono go o bezprawne ujawnienie danych osobowych.


Vaxevanis został później uniewinniony, Papakonstantinou trafił przed sąd, ale Wenizelosowi oraz osobom z listy nic się jak dotąd nie stało.
Grecy muszą się obecnie nasłuchać, że są „nierobami", bo ich sektor publiczny jest niewydolny i przeżarty korupcją. Stał się on jednak taki w dużej mierze dzięki działaniom oligarchów.


W greckim budżecie brakuje pieniędzy? Może by się znalazły, gdyby biznesowi magnaci częściej płacili podatki. Sama tylko branża przewozów morskich w Grecji skorzystała w ciągu dziesięciu lat z ulg podatkowych wartych 156 mld euro. Cały dług publiczny Grecji to około 280 mld euro. Z bardzo hojnych ulg podatkowych korzystają nawet najpotężniejsze greckie spółki okrętowe. Potentaci je kontrolujący trzymają swoje majątki w rajach podatkowych, a na londyńskim rynku domów wchodzą w lukę stworzoną przez spadek popytu ze strony rosyjskich oligarchów.


Blisko 900 greckich rodzin kontroluje 15 proc. światowej floty handlowej i przez wiele lat skutecznie przekonywało kolejne rządy, że ich przywileje podatkowe (wpisane do konstytucji!) są fundamentem rozwoju Grecji. MFW i UE jakoś nie naciskają, aby wykorzystać to źródło potencjalnie wysokich przychodów do greckiego budżetu. Wolą, by ateński rząd sięgnął głębiej do kieszeni emerytów (którym przez ostatnie pięć lat obniżono świadczenia nawet o 48 proc.) oraz by państwo kontynuowało okazyjną wyprzedaż majątku, na której korzystają oligarchowie.


„Prawdziwym problemem sektora publicznego jest wąska elita biznesowa ludzi, którzy żyją z greckiego państwa, jednocześnie pozując na »przedsiębiorców«. Przekupują polityków, by dostawać tłuste rządowe kontrakty, zazwyczaj mocno zawyżone. W ich rękach znajduje się duża część krajowych mediów, więc udaje im się ukryć swoje działania w cieniu. Czasem kupują drużynę piłkarską, by zdobyć popularność i ukryć za nią swoje przestępstwa" – uważa Kostas Vaxevanias, wydawca magazynu „Hot Doc", który ujawnił listę Lagarde.


Ch..., d... i stadionów kupa

Podobnie jak igrzyska olimpijskie w Soczi były złotymi żniwami dla oligarchów powiązanych z Putinem, tak olimpiada w Atenach z 2004 r. była dla greckich potentatów znakomitą okazją do pomnożenia majątków. Początkowo budżet olimpiady wynosił 1,3 mld USD, ale wszystkie koszty ostatecznie przekroczyły najprawdopodobniej ponad 20 mld USD.
Wiele obiektów na to wielkie wydarzenie sportowe zostało zbudowanych przez firmy oligarchy Giorgosa Bobolasa. Jego majątek szacowany był w 2014 r. na 1,9 mld USD. Jest on właścicielem firm deweloperskich i kopalni złota, a także jednym z głównych akcjonariuszy telewizji Mega, największej prywatnej stacji telewizyjnej w Grecji.


Na czele komitetu organizującego ateńskie letnie igrzyska olimpijskie stała Gianna Angelopoulos-Daskalaki. Jej mąż, Theodoros Angelopoulos, to magnat okrętowy i stalowy, którego rodzina kontroluje majątek wart 6,5 mld USD. Brat Theodorosa, Konstantin, złożył w 2004 r. przeciwko niemu i jego żonie pozew, w którym oskarżał ich o pranie brudnych pieniędzy przez konta komitetu przygotowującego olimpiadę oraz liczne oszustwa związane z kontraktami olimpijskimi. Sprawę przegrał, a obiekty sportowe zbudowane na olimpiadę spokojnie niszczeją...


Wielkie kontrakty związane z olimpiadą oraz innymi greckimi projektami infrastrukturalnymi dostawał często niemiecki koncern Siemens. Po latach okazało się, że zdobywał je dzięki łapówkom, które mogły wynieść setki milionów euro. Tasos Mantelis, były minister transportu i telekomunikacji reprezentujący socjalistyczną partię Pasok, przyznał się, że w latach 1998–2000 dostał od Siemensa 450 tys. marek niemieckich, a takich skorumpowanych polityków chodzących na pasku niemieckiego koncernu było bardzo wielu.


Komisja greckiego parlamentu ustaliła, że łapówkarska działalność Siemensa przyniosła gospodarce szkody sięgające 2 mld euro. W sierpniu 2012 r. grecki parlament specjalną ustawą zrzekł się roszczeń wobec Siemensa. Koncern zapłacił Grecji w ramach ugody łącznie 330 mln euro i zapewniał później opinię publiczną, że aktywnie walczy z korupcją i jest „czystą firmą".


W śledztwie dotyczącym korupcyjnej działalności Siemensa przewijało się nazwisko greckiego oligarchy Sokratisa Kokkalisa, właściciela holdingu Intralot oraz przez wiele lat, do 2010 r., klubu piłkarskiego Olimpiakos Pireus. Pracownicy niemieckiej firmy nazywali go „Mister K.". Gdy Volker Jung, członek zarządu Siemensa odpowiadający m.in. za kontakty z Grecją, przeszedł na emeryturę, trafił do rady nadzorczej Intralotu.
„Mister K." miał silne związki z Niemcami, a szczególnie z ich wschodnią częścią. Przez wiele lat mieszkał bowiem w NRD, a studiował w Berlinie Wschodnim i w Moskwie. W 1977 r. wrócił do Grecji, gdzie założył spółkę Intracom, która stała się później jednym z głównych greckich koncernów telekomunikacyjnych. Podejrzewano, że pieniądze na rozkręcenie interesu dał mu wschodnioniemiecki wywiad, zwłaszcza że spółka prowadziła lukratywne interesy z enerdowskimi firmami.


Po latach okazało się, że Kokkalis był tajnym współpracownikiem Stasi o pseudonimie „Rocco", chętnie donosił na kolegów ze studiów. Gdy wrócił do Grecji, rzekomo przekupywał greckich urzędników, by kupowali enerdowski sprzęt telekomunikacyjny, a po upadku komuny robił interesy na rynku hazardowym w Rosji oraz w Rumunii.


Siemens ma akurat długą tradycję sięgania po „kontrowersyjne" osoby w związku ze swoimi interesami w Grecji. W latach 1941–1944 niemieckich interesów gospodarczych w Grecji pomagał pilnować Ioannis Voulpiotis, grecki inżynier, który ożenił się z córką Wernera von Siemensa i przed wojną kierował ateńskim biurem AEG Siemens Telefunken. Po wojnie został on skazany za kolaborację, ale uciekł do Niemiec. Do Grecji powrócił w latach 50. jako reprezentant Siemensa. Miał po swojej stronie rząd RFN, który w 1954 r. naciskał na Grecję, by dała Siemensowi kontrakt na modernizację greckiej sieci radiowej.


Sorry, taki mamy klimat

Grecka oligarchia i korupcja przez wiele lat nie przeszkadzały europejskim decydentom i wiele wskazuje, że nadal im nie przeszkadzają. Jednym z powodów są związki helleńskich potentatów z zachodnioeuropejskimi elitami. Najbogatszy Grek Spiros Latsis (wraz z rodziną kontrolujący majątek szacowany na 11,4 mld USD) jest przyjacielem byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso. W czasie gdy Barroso szefował KE, Latsis zorganizował mu wakacje na swoim jachcie.
Konfliktu interesów się nie dopatrzono, mimo że Komisja Europejska decydowała później o pomocy publicznej dla należącego do Latsisa Eurobanku. Najbogatszy Grek jest również silnie powiązany z establishmentem Niemiec i Szwajcarii. Wspomniany przy okazji ateńskiej olimpiady biznesowy magnat Theodoros Angelopoulos mieszka w Szwajcarii i posiada udziały w banku UBS. Rodzina Kostopoulosów zaś, będąca właścicielami Alpha Banku, jednego największych greckich pożyczkodawców, jest blisko związana z francuskim establishmentem.
Grecka korupcja i system oligarchiczny są również wygodne dla europejskich możnych z innego powodu: łatwiej im przepychać ich interesy w Grecji. Widać to choćby na przykładzie kontraktów zbrojeniowych. W 2013 r. MFW i UE nakazały Grecji zlikwidować jej mały, ale rentowny i nowoczesny, przemysł zbrojeniowy. Zwolniono z pracy 2,2 tys. ludzi.
Gdy dokonywano tych niepotrzebnych redukcji, grecki budżet wojskowy rósł (np. w 2012 r. zwiększył się aż o 18 proc.). Jeszcze w 2011 r. niemiecka kanclerz Angela Merkel i francuski prezydent Nicolas Sarkozy mówili ówczesnemu greckiemu premierowi Georgiosowi Papandreou, że Grecja dostanie wsparcie finansowe tylko w zamian za nowe zamówienia na samoloty z koncernu EADS (podejrzanego później o dawanie łapówek politykom w wielu krajach) oraz na niemieckie okręty podwodne (których grecka flota nie chciała przyjąć, bo były wadliwie wykonane).
Ile podobnych interesów przepchnięto w ramach programów „pomocowych"? Może się kiedyś dowiemy przy okazji kolejnych skandali korupcyjnych.


Zwykli Grecy wybrali władzę radykałów nie dlatego, że chcą rozpadu strefy euro, tylko dlatego, że uznali, że ich państwo funkcjonuje tylko teoretycznie i jest traktowane przez zagraniczne potęgi i wielki kapitał jak kraik Trzeciego Świata. Grecja zaś została zdegradowana do tego statusu w dużej mierze dzięki wszechobecnej korupcji, oligarchom i politycznemu klientelizmowi.


Polacy powinni mieć to na uwadze, gdyż 12 lat temu, w związku z akcesją do UE, wskazywano im Grecję jako przykład sukcesu. Jako państwo, które przeszło od wojskowej dyktatury do demokracji i dynamicznie rozwija się za unijne fundusze. Ot, taką zieloną wyspę."

Grecję rozkradli oligarchowie, czyli Sowa Ateny i Przyjaciele-Plus Minus-rp.pl (http://www4.rp.pl/Plus-Minus/307039927-Grecje-rozkradli-oligarchowie-czyli-Sowa-Ateny-i-Przyjaciele.html)


A teraz spójrzmy na Polskę na przestrzeni ostatnich lat. Afera za aferą, koncerny zagraniczne unikają podatków bo rząd im na to pozwolił a nas stopniowo wszystkich opier*ala się z kasy. Wyprzedaż majątku za procenty wartości, niszczenie polskich firm, wbicie ludziom do głowy i narzucenie stylu życia które opiera się na zasadzie "by coś osiągnąć w życiu lub kupić coś wartościowego pożycz od banku (sam nie dasz rady, nie pozwolimy Ci - Opodatkowanie pracy w Polsce wynosi 69%) (http://zus.pox.pl/pit/opodatkowanie-pracy-w-polsce-wynosi-69.htm) a na koniec atak na nasze drugie największe bogactwo po węglu - Lasy Państwowe. To co w Grecji to i u nas za lat kilka... a my nadal za TVN i GW NIC SIĘ NIE STAŁO...




Poniżej artykuł nt. sześciu mitów o pieniądzu i inflacji, które na co dzień słyszymy w mediach (jak wciskają nam kit a my tego nawet nie jesteśmy świadomi).

"Poniżej podanych jest sześć najczęściej występujących mitów ekonomicznych, które często ukazują się w najpopularniejszych mediach. Każdy mit został przeze mnie krótko opisany, a następnie pobieżnie skonfrontowany z rzeczywistością przedstawioną z perspektywy Austriackiej Szkoły Ekonomii.
Mit 1: Zwiększona ilość pieniądza prowadzi do większego dobrobytu.
Keynesistowski mit, w myśl którego zwiększający się popyt zagregowany poprzez podwyższoną podaż pieniądza skutkuje wzrostem wydatków, niższym bezrobociem, intensyfikacją produkcji oraz wyższym standardem życia.
W rzeczywistości jednak wzrost ilości pieniądza (wprowadzonego na rynek poprzez kredyty bankowe z nowo wykreowanych rezerw) prowadzi do niewłaściwych decyzji inwestycyjnych. Struktura czasowa produkcji zostaje zachwiana poprzez stymulowanie inwestycji w projekty, których konsumpcja końcowa będzie mieć miejsce dopiero w odległej przyszłości. W gospodarce nie ma wystarczająco dużo środków na ukończenie wszystkich projektów, gdyż niezmieniona jest indywidualna preferencja czasowa, co z kolei oznacza brak wzrostu oszczędności. W przypadku podniesienia się cen ze względu na ową preferencję czasową, rozpoczęte projekty będą likwidowane, czego implikacją będzie strata kapitału. Scenariusz ten przewiduje również zmniejszenie produkcji oraz zwiększenie bezrobocia będącego następstwem procesu adaptacji pracowników do nowej rzeczywistości gospodarczej.
Mit 2: Sterowanie wysokością stóp procentowych prowadzi do gospodarczego dobrobytu.
Jest to następstwo mitu pierwszego. Niemniej jednak zasługuje on na osobny komentarz. Z keynesistowskiego punktu widzenia niższe stopy procentowe zawsze przynoszą korzyści, a więc ważnym zadaniem władz monetarnych jest ich obniżanie poprzez operacje otwartego rynku.
W rzeczywistości stopy procentowe są produktem rynku, ponieważ odzwierciedlają one zależności między popytem na fundusze pożyczkowe, a ich dostępnością. Z perspektywy czasu można stwierdzić, iż niższe lub wyższe stopy procentowe mogą wynikać z wielorakich pobudek, z których żadna nie jest na pierwszy rzut oka ani dobra, ani zła. Wysokie stopy procentowe mogą na przykład wystąpić, gdy przedsiębiorcy mają na horyzoncie możliwości dające im wysoką stopę zwrotu, jako wynik zmniejszenia regulacji lub przełomowych zmian technologicznych. Jeśli natomiast preferencja czasowa pozostaje niezmieniona, a co za tym idzie również nie zmienia się stopa oszczędności, stopa procentowa wzrasta, angażując w ten sposób niewielkie oszczędności w najbardziej pożądane inwestycje. W jeszcze innym przypadku stopy procentowe mogą być niższe ze względu na zmianę preferencji czasowej, która prowadzi do wzrostu oszczędności. Poziom stóp procentowych spada, gdy możliwości przedsiębiorców pozostają niezmienione. Podobnie wygląda sytuacja z popytem na kredyty, który zwiększa się wraz ze wzrostem oszczędności i vice versa. Dochodzimy więc do stwierdzenia, iż sterowanie poziomem stóp procentowych jest doprawdy aktem fantazji władz monetarnych, którzy wydają się być pewni swojej wiedzy na temat tego, jak ich wciąż zmieniające się decyzje mogą wpłynąć na popyt pieniądza oraz jego podaż.
Mit 3: Obniżenie kursu waluty, tak by więcej waluty krajowej wymienić na walutę obcą, będzie prowadziło do uzdrowienia gospodarki napędzanej eksportem.
W rzeczywistości żaden kraj nie może zmuszać innego do dotowania swojej gospodarki poprzez sterowanie kursem wymiany walut. Większe nakłady waluty lokalnej dotują kupców zagranicznych w krótkim okresie. W dłuższej perspektywie doprowadzają jednak do wzrostu cen na rynku krajowym. Początkowi beneficjenci nowego przypływu gotówki — tacy jak eksporterzy, a także ich pracownicy oraz dostawcy — korzystają na przepływie majątku od późniejszych beneficjentów owych pieniędzy. Niestety wraz ze wzrostem poziomu cen wynikającego ze zwiększenia podaży pieniądza krajowego, korzyści dla kupców zagranicznych zaczynają się ulatniać. Wtedy eksporterzy zaczynają naciskać na władze monetarne, by te przeprowadziły kolejną rundę interwencji walutowych, dzięki czemu najwięcej zyskują kupcy zagraniczni. Eksporterzy mogą cieszyć się sukcesem połowicznym, ale ich radość nie trwa długo, gdyż ostatecznie tracą oni swoją przewagę. Największymi przegranymi są jednostki nieeksportujące, szczególnie emeryci.
Mit 4: Ekspansja pieniądza nie prowadzi do wzrostu cen.
Rząd Stanów Zjednoczonych jest obecnie zaangażowany w kampanię propagandową mającą na celu przekonanie nas, iż może on dokonać zarówno monetyzacji rządowego długu, jak i poluzować swoją politykę pieniężną bez wzrostu poziomu cen.
W rzeczywistości jednak w sferze monetarnej nie da się uciec od podstawowych praw ekonomicznych. Zarówno Ludwig von Mises, jak i późniejsi wybitni austriaccy ekonomiści, tacy jak Murray N. Rothbard, wyjaśnili, iż relacja między wzrostem ilości pieniądza a wzrostem poziomu cen nie następuje w sposób mechaniczny. Niemniej jednak nawet Mises utrzymywał, że podstawą teorii polityki pieniężnej jest „ilościowa teoria pieniądza (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ilo%C5%9Bciowa_teoria_pieni%C4%85dza)”, która wskazuje na dodatnią relację pomiędzy podażą pieniędzy a poziomem cen. Prościej mówiąc, większa ilość pieniądza musi ostatecznie prowadzić do wyższych cen i na odwrót. Zamieszanie wprowadza fakt, że poziom cen może w zasadzie spaść, nawet w obliczu ekspansji podaży pieniądza — scenariusz taki może wystąpić, gdy następuje proces gromadzenia wszystkich nowych środków finansowych oraz części istniejących już zasobów pieniężnych. Mises nazywa to pierwszym z trzech stadiów inflacji. Społeczeństwo oczekuje, że ceny nie pójdą w górę, a nawet wręcz przeciwnie, więc ludzie nie zwiększają swoich wydatków, nawet gdy mają do czynienia z ekspansją podaży pieniądza. Ostatecznie jednak społeczeństwo uświadamia sobie, iż podaż pieniądza wciąż rośnie oraz godzi się z tym, że ceny nie powrócą już do poziomu z poprzedniej „złotej epoki”. Na tym etapie ludzie zaczynają wydawać więcej, chcąc w ten sposób zdążyć przed nieuchronną podwyżką cen w niedalekiej przyszłości. Nawet jeśli podaż pieniądza zacznie się kurczyć, to i tak poziom cen będzie rósł, ponieważ społeczeństwo szybciej wyda wcześniej skumulowane środki pieniężne. Według Misesa jest to druga faza inflacji. W ostatniej fazie pieniądze tracą na wartości, bowiem społeczeństwo wydaje je tak szybko, jak to tylko możliwe. Mises określa tą fazę jako załamanie boomu (ang. crack-up boom).
Mit 5: Bardziej stanowcze oraz skuteczne egzekwowanie coraz większej ilości regulacji może uchronić przed stratami kredytowymi i inwestycyjnymi.
Politycy oraz agencje nadzorujące uważają, że poprzednie kryzysy walutowe powodowane były przez trzy czynniki: głupotę, chciwość oraz przestępstwa dokonywane przez bankierów i handlarzy.
W rzeczywistości jednak żadna armia agencji regulacyjnych, wyposażona w najnowsze instrumenty analityczne oraz będąca w stanie skutecznie narzucić swoje regulacje, nie jest w stanie uchronić nietrafionych inwestycji przed ekspansją podaży pieniądza. Ekspansja monetarna zachęca do inwestycji długoterminowych, dla których głównym wyznacznikiem w określeniu szans na powodzenie jest koszt pieniądza. Należy jednak pamiętać, iż bez wzrostu ilości realnych oszczędności, brak wystarczających środków sprawi, że wiele z tych inwestycji nigdy nie przyniesie korzyści, a więc zostaną one zlikwidowane. W tym przypadku straty po stronie banków oraz inwestorów są nieuchronne.
Mit 6: Rząd może uchronić przed hiperinflacją.
Jest to konsekwencja mitu czwartego. Nasze tęgie głowy zajmujące się kwestiami walutowymi wierzą, że ekspansja pieniądza nie pociąga za sobą wzrostu cen, co utwierdza ich w przekonaniu, iż mogą uchronić przed hiperinflacją, którą można określić jako totalne zniszczenie jednostki monetarnej służącej za uniwersalny środek wymiany.
W rzeczywistości jednak hiperinflacja generowana jest przez brak zaufania do danej jednostki monetarnej, na co władze monetarne mogą nie mieć żadnego wpływu. Gdy tylko ludzie zaczynają panikować, chęci do przechowywania pieniędzy drastycznie maleją i równają się zeru. Ceny ostro szybują w górę. Nawet jeśli władze monetarne pójdą po rozum do głowy i zamrożą podaż pieniądza, paniki nie da się już zahamować — nikt przecież nie chce skończyć jako ostatni posiadacz nic nie wartego banknotu. Bardziej realne jest jednak to, że władze monetarne przyczynią się (być może nieświadomie) do wybuchu jeszcze większej paniki, a to za sprawą wywieranej przez nich presji politycznej mającej pomóc w zwiększeniu płatności na rzecz najważniejszych grup swojego elektoratu: emerytów, wojskowych, jednostek z sektora bezpieczeństwa publicznego, kontrahentów rządowych itd. Miało to już miejsce w rewolucyjnej Francji czy też Niemczech okresu Republiki Weimarskiej. Jako bardziej współczesny przykład można podać dzisiejsze Zimbabwe. Sposób myślenia obecnych speców walutowych wydaje się być niepomny na lekcje z historii. Ostateczny przebieg hiperinflacji pozostaje otwarty. Trudno przewidzieć, czy przybierze pełną i błyskawiczną formę jak na przykład w latach 20. XX wieku w Niemczech, czy będzie łagodniejsza, jak w wielu krajach Ameryki Południowej w latach 70. i 80.
Wnioski
Zachęcam, by austriaccy ekonomiści wskazywali na przedstawione powyżej mity za każdym razem, gdy stawiają im czoła. Sam mam na tym polu pewne sukcesy, gdyż wysłałem kilka listów do redakcji bardzo wpływowych gazet. Redaktorzy owych pism często wydają się być szczerze zadowoleni z otrzymania listu przybliżającego im austriacki punkt widzenia. Co więcej, korespondencja biznesowa często opiera się na keynesowskich przesłankach, które punkt ciężkości przesuwają na interwencje rządowe. Dziennikarze ekonomiczni często nie są odpowiednio przygotowani merytorycznie w zakresie ekonomii, a więc rolą austriackich ekonomistów jest również wytykanie im powyższych błędów."



Barron: Sześć obecnie występujących mitów ekonomicznych a rzeczywistośćmises.pl (http://mises.pl/blog/2015/08/09/barron-szesc-mitow-o-pieniadzu-i-inflacji/)



Komentarz zbędny


POzdrawiam :P

PostScriptum
12-08-2015, 00:21
Jeszcze jedna króka notka jako ciekawostka:

"Jak wynika z raportu opracowanego przez Instytut Badania Gospodarki w Halle, Niemcy są "wielkim beneficjentem" greckiego kryzysu. „Niemiecki budżet skorzysta finansowo na kryzysie nawet wtedy, jeśli Grecja nie spłaci ani centa" – twierdzą eksperci.

Zdaniem naukowców, zrównoważony budżet państwa w dużym stopniu wynika z niskiego oprocentowania niemieckich papierów dłużnych. W raporcie stwierdzono, że w ciągu niecałych 5 ostatnich lat, od 2010 roku, Niemcy dzięki redukcji zobowiązań finansowych wynikających ze spłaty odsetek zaoszczędziły około 100 mld euro. Odpowiada to 3 proc. niemieckiego PKB.
Według oceny ekspertów, oszczędności niemieckie przewyższą koszty kryzysu, nawet wówczas, jeśli Grecja nie spłaci w całości swoich długów. Udział Niemiec we wszystkich programach pomocowych dla Grecji, łącznie z pakietem, który ostatnio negocjowano, wynosi według Instytutu około 90 mld euro.
"W obliczu kryzysu inwestorzy poszukują możliwości bezpiecznego ulokowania swoich pieniędzy. Niemcy skorzystały na tym stosunkowo najbardziej" – twierdzą naukowcy. Dodają, że za każdym razem, gdy z Grecji nadchodziły informacje o pogorszeniu się sytuacji, oprocentowanie niemieckich obligacji spadało.

W 2014 roku Niemcom pierwszy raz od 1969 udało się zrównoważyć budżet. Zakładano, że nastąpi to rok później. W tym roku wydatki państwa będą mniejsze od wpływów do budżetu."

Wielki beneficjent - Niemcy skorzystały na kryzysie w Grecji :: gospodarka :: Kresy.pl (http://www.kresy.pl/wydarzenia,gospodarka?zobacz%2Fwielki-beneficjent-niemcy-skorzystaly-na-kryzysie-w-grecji)


Wydaje się, że Niemcy myślą przyszłościowo a my nadal wierzymy postkomunistycznym przywódcom z okrągłego stołu w Magdalence i ich usłużnym pachołkom z PO/PiS/PSL czy SLD

Raffsky
12-08-2015, 08:32
Tu warto zajrzeć i poczytać o przyczynach konfliktu na linii Niemcy-Grecja które ciągną się od II wojny światowej.

Czy Niemcy spłacą rachunki swoich dziadków? :: Uważam Rze (http://www.uwazamrze.pl/artykul/999691/czy-niemcy-splaca-rachunki-swoich-dziadkow)