Jakiś czas temu trafiłem na dwudziestominutowy fragment występu Kygo na głównej scenie TomorrowWorld. W zasadzie był on w zastępstwie za regenrującego siły Avicii'ego ale dzięki temu można było zaobserwować ciekawe zjawisko. Publiczność mimo braku typowego dla obecnych mainstreamowych festiwali "DROPU" świetnie się bawiła! Dlaczego?
TomorrowWorld i Kygo, czyli spróbujmy czegoś nowego!
Może zacznę od swojej refleksji na temat obecnie największych festiwali, czyli
Ultra Music Festiwal i
Tomorrowland. Tak trzeba przyznać, że mają rozmach, a cała otoczka wizualna tworzy nieziemskie show ale... nie można zapomnieć, że w finale chodzi tutaj o muzykę i to dlatego wszyscy się tam zebrali. Każdy z tych festiwali ma kilka scen, gdzie można usłyszeć skrajnie różne brzmienia. Tak to jest super i koncepcja jest słuszna jednak przeanalizujmy to co się dzieje na "Main Stage", czyli głównej scenie.
Oczywiście grają na niej najbardziej
ZNANI producenci. I tu się pojawia problem, bo
bycie sławnym oznacza podążanie za trendami. Niby z nazwy nic groźnego ale jeśli dodamy do tego zatracenie tym samym własnego stylu, to sprawa robi się poważniejsza. Nie chcę tutaj niczego "hejtować" ale podczas ostatniego
UMF zacząłem coś czytać w internecie i nawet nie zorientowałem się kiedy zmienił się DJ. Do tej pory pamiętam występy
Martina Garrixa,
W&W i
Blaterjaxx. W zasadzie mogliby zagrać wszyscy razem, bo brzmienia były identyczne. I nagle w tym całym tasiemcu pojawia się impreza zwana TomorrowWorld. Teoretycznie można by się spodziewać tego samego ale zapaliła się iskierka nadziei i organizatorzy w zastępstwie
Avici-iego nie dali
Headhunetrz czy innych specjalistów od suszenia włosów basem tylko wschodzącą gwiazdę -
Kygo. Jeśli znacie jego produkcje to wiecie, że do klepania basem jest im daleko i głównie tworzy on coś co nazywamy
Indie/Nu Disco/Tropical House. Byłem niesamowicie ciekaw jak przyjmie go publiczność i tutaj
BARDZO POZYTYWNE ZASKOCZENIE. Okazało się, że publiczność to nie zgraja zombi, która liczy do 10 po czym skacze do góry. Zdarzyło się coś wspaniałego, coś co powinno być od zawsze tzn. każdy złapał swój rytm i bujał się do rytmu muzyki jednocześnie pstrykając palcami. Jakoś miałem takie wrażenie, że to wszystko bardziej ich zbliża niż notoryczne skakanie.
W sumie nie wiem kiedy została zagubiona idea dzielenia się całym muzycznym bogactwem. Pogoń za zyskami jest oczywista ale dlaczego traktuje się ludzi jak idiotów i serwuje im jedno i to samo pod różnymi nazwami ? Jak zawsze są wyjątki jak np. sety
Alesso, gdzie faktycznie CZUĆ różnicę ale to tylko pojedyncze rodzynki. Koniecznie zobaczcie nagranie z występu
Kygo i sami oceńcie czy Ci ludzie źle się bawią. Może i jestem troszkę stronniczy, bo akurat lubię jego produkcje ale nadal to nie zmienia istoty grania czegoś spokojniejszego/innego na głównej scenie.
Muszę tutaj pogratulować wszystkim, którzy przyczynili się do tego wydarzenia. Wszystkim tym, którzy zaryzykowali i przekonali "górę" do zatwierdzenia
Kygo. Gratuluję i mam nadzieję, że na przyszłych festiwalach będzie więcej takich niespodzianek
Co myślicie o występie Kygo ? Uważacie, że jego muzyka pasuje na główną scenę czy raczej na którąś z mniejszych ? Czy również macie wrażenie, że taka muzyka bardziej łączy ludzi we wspólnym przeżywaniu radości ? Piszcie swoje refleksje, bo wszystkie z chęcią czytam
UWAGA! Sam Kygo w Warszawie już 6 grudnia. Serdecznie zapraszamy! Więcej informacji:
https://www.facebook.com/events/3916...ref=ts&fref=ts