4CLUBBERS.PL - Zobacz Pojedynczy Post - --> Produkcja muzyki - cała niezbędna teoria w jednym!
Zobacz Pojedynczy Post
Stary 15-08-2010, 10:10   #3
iwanracing
..:: Klubowicz ::..
  
 
iwanracing's Avatar
 
Dołączył/a: 30 Nov 2007
Miasto: Bydgoszcz
Wiek: 35
Postów: 1 666
Tematów: 182
Podziękowań: 1 122
THX'ów: 4 652
Imię: Damian
Wzmianek w postach: 0
Oznaczeń w tematach: 0
Plusów: 50 (+)
iwanracing 50

Nagrody Użytkownika

Odwiedź profil iwanracing na Facebook
Odp: [15.08.10] Produkcja muzyki - cała niezbędna teoria w jednym!

Mastering cd. II


Limiter

Limiter jest to, jak zapewne niektórzy już wiedzą, rodzaj kompresora o nieskończenie wielkim nachyleniu. Oznacza to, że limiter przez większą część utworu nic nie robi, wkraczając do akcji w tych niewielu momentach, w których sygnał przekracza pewien dość wysoki próg i po prostu nie pozwala go przekroczyć — a potem całość możemy spokojnie zgłośnić, ponieważ mamy pewność, że powyżej progu nic nie przejdzie. Jeżeli nie mamy limitera, to możemy spróbować zmniejszyć szczyty „ręcznie” — szukamy maksimum, zaznaczamy cały okres (dokładnie!) i zmniejszamy poziom o, powiedzmy, 6dB. Potem znów szukamy maksimum, zaznaczamy... i tak jakieś 600 razy. Może trochę długo, ale efekt gwarantowany — nie żartuję, utwór dwa razy głośniejszy bez jakiejkolwiek zmiany brzmienia! W praktyce duża przyjemniej uciec się do gorzej brzmiących, ale szybszych metod, jakimi dysponują programy edycyjne.

Niestety, zwykły limiter (nawet ten programowy) również ma regulowane czasy ataku i powrotu i problem w tym, że mogą, powinny one być bardzo małe, a czas ataku nawet... ujemny. Nie ma sprawy, w komputerze jest to możliwe — limiter może „wiedzieć”, co będzie za chwilę I już wcześniej rozpocząć zmianę wzmocnienia — w ten sposób jego działanie będzie praktycznie niesłyszalne. Tu nie mamy wyboru — limiter L2 firmy Waves to jest to, czego potrzebujemy I za sam ten produkt należy się tej izraelskiej firmie pomnik (a inne produkty są również rewelacyjne). Przy pomocy tego plug-inu (dostępnego na dowolną platformę sprzętowo-programową) każdy utwór możemy dowolnie zgłośnić praktycznie bez zmiany brzmienia — to robią do słownie wszyscy, na całym świecie. Co jednak robić, gdy nie mamy L2? Kupić! Albo.., użyć czegoś innego. Zwykły limiter (czy kompresor o nieskończonym nachyleniu) pozwala zniwelować „piki” w sygnale, ale na skutek skończone go czasu ataku nawet przy minimalnym możliwym ustawieniu (i również w miarę krótkim czasie powrotu) coś tam jednak się przedostanie ponad próg — i na to praktycznie nie ma rady. Musimy pozbyć się tych „przerzutów”, a można to zrobić albo ręcznie w sposób opisany powyżej (metoda bardzo dobra) albo szybko i brutalnie (metoda w praktyce niewiele gorsza). Ten brutalny sposób to zwykłe zwiększenie głośności pliku (funkcja GAIN) o parę decybeli. Tak, w znormalizowanym pliku impulsy po prostu ulegną obcięciu i otrzymamy straszliwe zniekształcenia! Straszliwe — może, ale czy na pewno słyszalne? Proponuję samemu spróbować (pamiętając o kopii, tak na wypadek gdybym jednak się mylił), efekty mogą być ciekawe. Po takiej operacji dobrze jest obniżyć poziom o 1dB, plik będzie wyglądał

bardziej „profesjonalnie”, jakby poddany skomplikowanej obróbce. Ten sposób nadaje się oczywiście wyłącznie do „masteringu” domowego i nie polecam go w każdej sytuacji, ale... spróbować warto.

Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest za stosowanie dostępnej w niektórych edytorach normalizacji RMS lub „średniej”, która od zwykłej różni się tym, że daje głośniejsze nagranie. Jak? Nie bierze pod uwagę krótkich impulsów i obcina je lub ogranicza — efekt dobry, choć nie tak dobry jak w przypadku dobrego limitera ujemnym czasem ataku.

Po takiej obróbce możemy nasze utwory przegrać na płytę CD lub kasetę i... nie wstydzić się brzmienia (taką mam przynajmniej nadzieję).

Wgranie Materiału Do Komputera


Przed obróbką materiał muzyczny musi znaleźć się na dysku twardym komputera w postaci pliku dźwiękowego. Częstotliwość próbkowania powinna wynosić 44.1 kHz — ze względu na prawdopodobny nośnik wyjściowy, jakim będzie płyta CD. Rozdzielczość bitowa powinna wynosić 24 bity (jeżeli oczywiście jest taka możliwość). Nawet, jeżeli efektem ma być płyta CD o rozdzielczości — jak wiadomo — 16 bitów i źródłem dźwięku jest na przykład magnetofon DAT czy MiniDisc, również o rozdzielczości 16 bitów, zastosowanie plików o większej rozdzielczości może przynieść duże korzyści. Pamiętajmy bo wiem, że będziemy dokonywać pewnej ilości operacji na naszych plikach (produkując po drodze setki megabajtów danych, ale to zupełnie inny problem), a każda z tych operacji przeprowadzona na pliku 24-bitowym brzmieć będzie lepiej, choćby z powodu większej dokładności obliczeń i braku konieczności ciągłego pilnowania poziomu. Oczywiście ostatnią operacją będzie usunięcie (ale mądre) niepotrzebnych danych — ale zanim to nastąpi, lepsze brzmienie zapewni praca na plikach 24-bitowych. Ważną rzeczą, szczególnie w przypadku zgrań dokonanych z nośników analogowych jest pamiętanie o zostawieniu na początku lub końcu odpowiednio dużej próbki szumu, który najprawdopodobniej później będziemy chcieli z całego na grania usunąć. Programy do odszumiania wymagają choćby małej próbki oryginalnego szumu w celu ustawienia parametrów— potem oczywiście zbędne początki i końce obetniemy. Jeżeli mamy kartę dźwiękową z wejściem cyfrowym, a źródło dźwięku ma wyjście cyfrowe, wtedy nie zastanawiamy się i wgrywamy cyfrowo. Jeżeli poziom sygnału jest niski i wydaje się nam, że wgrywając analogowo podniesiemy nieco poziom i uzyskamy lepsze brzmienie, to wystarczy uświadomić sobie, że bitów „utraconych” na skutek zbyt niskiego poziomu nagrania nie odzyskamy w żaden sposób i możemy równie dobrze przeprowadzić normalizację lub zmianę poziomu programowo. Jedynym wyjątkiem, kiedy mimo możliwości połączenia cyfrowego powinniśmy rozważyć możliwość przegrywania analogowego, jest posiadanie kasety DAT nagranej z częstotliwością próbkowania 48 kHz — ale tylko wtedy, jeżeli efektem naszej pracy ma być płyta CD, na której jak wiadomo znajdują się pliki nagrane z częstotliwością próbkowania 44.1 kHz. Okazuje się bowiem, że konwersja częstotliwości brzmi najczęściej gorzej, niż przegranie analogowe. W związku z tym najlepiej jest sprawdzić doświadczalnie, co w naszym przypadku jest lepsze — programowa konwersja częstotliwości próbkowania, czy transfer analogowy. Różnice mogą być znaczne, zależy to bowiem od wielu czynników — jakości przetworników analogowo-cyfrowych karty dźwiękowej, jakości i rodzaju algorytmu zastosowanego do konwersji częstotliwości w naszym programie, kabli połączeniowych czy uziemień oraz od rodzaju materiału muzycznego. Podczas przegrywania cyfrowego nie czekają nas żadne niespodzianki, je żeli tylko pamiętać będziemy o prawidłowych ustawieniach w programie — ze szczególnym uwzględnieniem zewnętrznej synchronizacji. Jeżeli nie ma innej możliwości i wgrywamy analogowo, sprawa nieco się komplikuje. Przede wszystkim zadbać należy o odpowiednią jakość kabli połączeniowych, duże znaczenie może mieć też zasilanie urządzeń i sposób ich wzajemnego ustawienia. Wszystko powinno być podporządkowane minimalizacji szumów i przede wszystkim przydźwięków, które raz wgrane zostaną już na zawsze (nie należy przeceniać możliwości programów odszumiających!). Następną sprawą jest ustawienie odpowiedniego poziomu — przede wszystkim nie należy przesterowywać! Nawet jeżeli wydaje się nam, że przesterowań nie słychać, mogą one stać się słyszalne po dalszej obróbce i wtedy będziemy musieli cofnąć się parę o kroków w celu poprawienia błędów. Poza tym, zysk dynamiki czy brzmienia jest najczęściej znikomy — przecież mówimy o różnicy poziomów rzędu jednego decybela lub nawet mniej. Jeżeli karta dźwiękowa ma możliwość regulacji poziomu wejściowego, to najprawdopodobniej będzie ustawienie, które zapewnia optymalny stosunek sygnału do szumu — i raczej tym a nie poziomem należy się kierować przy ustalaniu tego parametru (najczęściej najlepszym ustawieniem będzie minimalna lub prawie minimalna czułość). W jaki sposób ustawić w takim razie odpowiedni poziom wejściowy?

Najprostszym i chyba najlepszym rozwiązaniem będzie wykorzystanie posiadanego miksera analogowego. Podłączamy magnetofon do liniowych wejść dwóch kanałów, kartę do wyjścia i pamiętając o zamknięciu pozostałych, nieużywanych kanałów (ze szczególnym uwzględnieniem powrotów efektów!) przegrywamy. W takim układzie mamy możliwość dokładnej regulacji poziomu i może też lekkiej korekcji barwy tonu. Wprawdzie wszelkich manipulacji tego typu należałoby dokonywać w komputerze (choćby ze względu na możliwość cofnięcia zmian), to jednak są przypadki, kiedy korekcja barwy już na etapie wgrywania może być pożądana. Są na przykład to sytuacje, w których jesteśmy absolutnie pewni, że będziemy musieli albo zmniejszyć poziom niskich częstotliwości albo zwiększyć poziom wysokich. Wtedy wykorzystując nawet prosty korektor w mikserze możemy w pierwszym przypadku (po zmniejszeniu najniższych częstotliwości) wgrać całość nieco wyższym poziomem a w drugim przypadku nie będziemy musieli „dodawać góry” w programie, co wiązałoby się również ze zwiększaniem szumów i zniekształceń wnoszonych przez przetworniki karty. Natomiast nie należy na przykład zmniejszać poziomu wysokich częstotliwości nawet jeżeli od razu wiemy, że nagranie jest „za jasne” — to lepiej zrobić w komputerze, zmniejszając jednocześnie szumy przetworników karty.

Mając w komputerze plik lub pliki z nagraniami przeznaczonymi do obróbki, pierwszą czynnością powinno być skopiowanie tych plików (najlepiej z inną nazwą) i zachowanie ich —w ten sposób, jeżeli prowadzimy precyzyjne notatki co i w jakiej kolejności robimy, będziemy mogli nawet po pewnym czasie (koniecznym do sprawdzenia brzmienia na różnym sprzęcie) dokonać tylko potrzebnych zmian, o nie zaczynać wszystkiego od nowa. No i jeżeli już o tym, to teraz właśnie następuje...
__________________
iwanracing jest offline   Reply With Quote
iwanracing dostał 49 podziękowań za ten post.